ROZDZIAŁ 02: Brak mi wiary, tak właśnie się czuję...

- Harry ... Chodźmy już . 
Wyszeptałem cicho, dotykając dłonią jego ramienia . Już od godziny klęczał nad jej grobem, wpatrując się pustym wzrokiem w czarno-białe zdjęcie czterdziestoparoletniej kobiety, która była jego rodzicielką i nauczyła prawdziwego życia. Tak, to ona była jego azylem, to ona zawsze go wysłuchała. Po kilku minutach ciszy, z nieba zaczął padać biały, czysty śnieg, który po chwili zaczął okrywać wszystko dookoła puszystą kołdrą.
- Wrócimy tu jutro. 
Obiecałem, ściskając leciutko jego ramię, na znak, że na prawdę powinniśmy już wracać do domu. Loczek westchnął i podniósł się z kolan. Otrzepał spodnie od czarnego garnituru i zwrócił w moją stronę. 

Mocno go przytuliłem i odwróciliśmy się, aby wyjść z cmentarza, 
jednak młody od razu zamarł. Dłonie zacisnął w pięści a wzrok miał utkwiony w jakimś mężczyźnie , stojącym kilka metrów dalej i obserwującym nas. Widziałem, że wzbiera się w nim złość, wręcz miał wymalowaną na twarzy nienawiść.
- Co...ty...tu...robisz?!
Wysyczał w jego stronę. Nieco się przestraszyłem, jeszcze nigdy nie słyszałem tyle jadu w jego głosie. Z jednej strony cieszyłem się, że nigdy nie zdenerwowałem tak Harrego, z drugiej strasznie się zmartwiłem. Przeniosłem wzrok na nieznajomego.
- Usłyszałem co się stało, niedawno mnie wypuścili... Harry... Ja nie chciałem, żeby to tak wyszło...
Podszedł do niego, jednak automatycznie stanąłem między nimi. Czułem, że nie było między nimi najlepiej. Miałem przeczucie, że mężczyzna nieźle namieszał w życiu loczka i za wszelką cenę chciałem... musiałem go ochronić. Nie mógłbym dopuścić do sytuacji, że coś by się stało mojemu przyjacielowi
- Lou... 
Chłopak położył mi dłoń na ramieniu, aby zwrócić na siebie uwagę. Spojrzałem na niego uważnie, unosząc delikatnie brwi w niemym, pytającym geście. 
- Poznaj mojego ojca.
Dokończył cicho, nadal patrząc na mężczyznę z nienawiścią i obrzydzeniem w oczach. Zdziwiony ponownie przeniosłem wzrok na mężczyznę.
- Osobę, która zniszczyła mi całe dzieciństwo. 
Dodał , stając obok mnie , by widzieć reakcję osoby, która najpierw dała mu życie, a potem je zniszczyła . Mnie osobiście zamurowało. Nie wiedziałem co mam robić, co myśleć. Chciałem zabrać loczka stąd jak najszybciej się dało, aby nic mu się nie stało. Mężczyzna znów chciał zbliżyć się do syna, jednak skutecznie mu to uniemożliwiłem, ponownie tarasując mu drogę swoją osobą. Skąd w tobie tyle odwagi, Tomlinson? Zapytałem sam siebie w myślach.
- Harry , proszę ... Wybacz mi ...
Zaczął cicho, wbijając rozżalony wzrok w zielone tęczówki Hazzy . Widziałem, że loczek zaraz wybuchnie . Cóż , dziwię się , że jeszcze jest spokojny i po prostu nie przyłożył mężczyźnie w zęby. Jak można mieć taki tupet?
- Nie , mały , nie teraz i nie tutaj... To nie jest odpowiednie miejsce, a ona na pewno by tego nie chciała... .
Pociągnąłem go delikatnie za rękaw . Zrozumiał o co mi chodzi i czemu go chcę stąd zabrać. Śnieg nadal sypał, tworząc na ziemi biały chodnik . Podszedł do grobu i opuszkami palców przejechał po zdjęciu kobiety. Po policzku spłynęła mu kolejna łza, która po chwili zginęła w szaliku zawiązanym na jego szyi. 
- Pa, mamo ... Wrócę tu jutro. Przysięgam.
Wyszeptał cicho i obrzucając nienawistnym spojrzeniem ojca , ruszył do wyjścia . Szybko go dogoniłem i delikatnie objąłem ramieniem. Uśmiechnął się do mnie wdzięczny. Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do naszego domu.


- Hazza ...
Zacząłem , kiedy już siedzieliśmy w salonie i piliśmy ulubioną, jabłkowo-miętową herbatę . Każdy był pogrążony w swoim własnym świecie. On czytał jakiś kryminał , ja tępo wpatrywałem się w beznadziejną kreskówkę .
- Tak ?
Podniósł wzrok znad lektury . Zawahałem się na chwilę, jeszcze raz analizując w myślach każde słowo, jakie za chwilę miałem powiedzieć.
- Czy ... Czy mógłbyś mi przybliżyć nieco postać twojego ojca?
Zapytałem po chwili uznając, że ta wersja pozwoli uzyskać mi jak najwięcej informacji bez użycia dwuznacznych słów. Styles westchnął cicho i zaznaczył stronę, na której skończył, po czym odłożył książkę na stolik przed nim i mocniej okrył kocem.
- Mój tata... 
Zaczął mówić, jednak po chwili urwał, jakby poważnie zastanawiając się nad tym, co ma na myśli. 
- Kiedy miałem siedem lat rodzice się rozstali . Nie wiele pamiętam z tamtego okresu, bo często przyjeżdżałem tutaj do babci . Wiem, że jak wróciliśmy, to tata się wyprowadził . 
Znów przerwał, a ja cierpliwie czekałem, aż pozbiera myśli. Wyglądał na naprawdę zagubionego w uczuciach i emocjach.
- Raz ... przyszedł do nas kompletnie zalany i zaczął wyzywać mamę. Miałem dziewięć lat, więc jak przystawało na gówniarza chciałem ją obronić, no ale nie wyszło mi to najlepiej. Wyjął nóż i bez namysłu wbił mi go w brzuch, po czym uderzył matkę i wyszedł. Trafiłem do szpitala, okazało się, że nie jest to wielka rana, ale zadana centymetr wyżej mogłaby mi przebić płuco. 
Otarł spływające po policzkach łzy. Przerażony wpatrywałem się w jego smutną twarz, a serce rozrywało mi się na kawałki. Jak można tak zranić własne dziecko?
- Mama podała go do sądu za to i za zastraszanie jej . Do tego znalazło się kilka ulicznych bójek , więc takim oto sposobem dostał siedem lat więzienia . 
Odwrócił wzrok, a ja dam sobie rękę uciąć, że po to, abym nie widział, jak ociera kolejne słone łzy. Przesiadłem się z fotela na kanapę, by być bliżej niego. Delikatnie potarłem dłonią jego ramię, chcąc dodać mu chociaż trochę otuchy i potrzebnego teraz wsparcia oraz zrozumienia. Szczerze? Na prawdę nie mogłem tego wszystkiego pojąć. 
- Jeśli nie chcesz mówić, to nie mów, przecież zrozumiem.
Powiedziałem po chwili cicho, jakbym bał się, że ktoś usłyszy, a przecież mieszkaliśmy sami.
- Nie, masz prawo wiedzieć. No więc... Wysyłał do mnie listy z przeprosinami, żebym mu wybaczył. Na żaden mu nie odpisałem. Nie umiałem wybaczyć mu tego, że tak bardzo mnie zranił. Że nas zranił. To było dla mnie za trudne. Teraz wyszedł, a ja...

Znów urwał, wpatrując się w ogień w kominku, który znajdywał się 
przed nami. Uniosłem lekko brwi, cierpliwie czekając na dokończenie słów chłopaka.
- Boję się,  Lou.
Przełknął ślinę, przenosząc przestraszony i smutny wzrok na mnie. Zagryzłem lekko wargę, nie wiedząc o co dokładnie mu chodzi.
- Boję się, że zrobi coś mi, albo tobie. Że znowu zrobi coś, przez co będę cierpiał. Coś, przez co oboje będziemy cierpieli.
Widziałem w jego oczach, że mówi prawdę. Zrobiło mi się go na prawdę żal, nie wiedziałem, co mam powiedzieć. Wiedziałem jednak jedno.
- Nigdy nie pozwolę Ciebie skrzywdzić, pamiętaj.
Szepnąłem, przytulając go mocno do piersi. Chłopak zacisnął pięść na mojej koszulce i zamknął oczy. Mimo, że był niemal dorosły, nadal w środku siedział mały, wrażliwy chłopiec z piaskownicy. Westchnąłem cicho i pogładziłem po włosach. 

Po kilkudziesięciu sekundach odsunął się ode mnie i spojrzał głęboko w
oczy.
- Louis, dziękuję. Nie masz pojęcia ile znaczy dla mnie twoje wsparcie. Bez Ciebie pewnie bym się załamał, powiesił, podciął żyły czy coś w tym stylu. Zapewne nigdy nie będę w stanie odpłacić Ci się za ten cały czas, jaki mi poświęcasz.
Powiedział poważnie, nie spuszczając wzroku z moich tęczówek. W oczach stanęły mi łzy. To było najpiękniejsze, a zarazem najbardziej przerażające słowa jakie usłyszałem w moim dwudziestoletnim życiu. Właściwie to wizja tego, że Harry mógł sobie coś zrobić była przerażająca. 
- Nie, Harry... Nie masz mi za co dziękować. Przyjaciele od tego są. Pamiętaj, że zawsze będę, cokolwiek by się nie działo. Przyjaciele na zawsze, pamiętasz?
Wskazałem ruchem głowy na czarno-fioletowy rzemyk na nadgarstku. On miał taki sam. Uśmiechnął się delikatnie i również spojrzał na swój przegub, wpatrując się chwilę w bransoletkę.
- Tak, pamiętam. Zawsze i wszędzie.
Wyszeptał i mocno mnie przytulił. Objąłem go i pogładziłem lekko po plecach.
- No już, koniec tych czułości, bo za chwilę się popłaczę.
Zaśmiałem się delikatnie i po chamsku wcisnąłem się obok niego pod koc. 

Przełączyłem kanał jednak stwierdzając, że nic ciekawego w 
telewizji nie znajdę, sięgnąłem po książkę, którą powinienem przeczytać na za tydzień. Spojrzałem na okładkę i skrzywiłem się. Nie lubiłem opracowywać tekstów, jednak jak trzeba, to trzeba. Upiłem łyk zimnej już herbaty i zacząłem lekturę. Hazza chwilę wpatrywał się we mnie, po czym sam wrócił do przerwanej wcześniej książki. 

Nastał wieczór. Wstałem z kanapy by przygotować jakąś kolację. 
Czułem, jak Harry podnosi wzrok znad końcówki lektury i przenosi go na mnie, zainteresowany powodem mojego podniesienia się.
- Gdzie idziesz?
Zapytał w końcu, nie spuszczając ze mnie swoich zielonych, kocich oczu. Odwróciłem głowę, zerkając na niego i uśmiechając delikatnie.
- Zrobić kolację.
Odparłem lekko i zniknąłem w drzwiach kuchni. Gdy myłem ręce, u mego boku zjawił się Hazza.
- Pomogę Ci.
Oświadczył, również wkładając dłonie pod strumień ciepłej wody. Po chwili zaczęliśmy robić talerz przeróżnych kanapek. Do kubków nalaliśmy mleka i usiedliśmy na podłodze w salonie. Włączyliśmy ponownie telewizor w nadziei , że znajdziemy tam coś godnego naszej uwagi. W końcu wybór padł na jakże interesujący film o życiu psa w łonie matki. Ciekawe, prawda? W każdym bądź razie z racji żadnych ciekawszych propozycji przystanęło na tym. 

Po chwili rozdzwonił się telefon młodego. Spojrzał na wyświetlacz
i wyszedł, by odebrać. Wrócił z niezadowoloną miną. 
- To on. Chce się spotkać.
Oznajmił po chwili ciszy, a ja zamarłem z kanapką w połowie drogi do ust.
- Jak to ? Po co ?
Zadałem po chwili pytania, rezygnując z konsumpcji kawałka chleba z serem i keczupem. Wzruszył lekko ramionami, odwracając wzrok na jakiegoś doga niemieckiego, biegającego sobie w najlepsze na ekranie telewizora.
- Nie wiem. Lou... Pójdziesz ze mną?
Zapytał cicho, patrząc na mnie błagalnym wzrokiem. Z jednej strony to ich rodzinnesprawy, ale z drugiej... zbyt się o niego bałem. Niepewny , czy dobrze robię, skinąłem głową.
-Dobrze, Harry, pójdę.
Zgodziłem się ostatecznie i po chwili odrywając myśli od ojca loczka, wróciliśmy do kolacji. Kiedy talerz opróżniony znajdywał się w kuchni, spojrzałem na zegarek.
- Już późno, rano mam zajęcia... Dobranoc.
Powiedziałem, całując chłopaka w czubek głowy i poszedłem do swojego pokoju. 

Harry zajął pokój, w którym normalnie spała moja siostra, 
kiedy jeszcze mieszkała ze mną. Teraz wróciła do mamy , więc oficjalnie przejął go loczek. Za kilka dni planowaliśmy go jakoś przemalować z jasnego fioletu na ciemną zieleń, ale znając nasz talent artystyczny, jeśli wyjdzie brązowy, to będzie dobrze. Nie rozmyślając dłużej na ten temat wziąłem prysznic i położyłem się do łóżka, próbując zasnąć. 

Około drugiej w nocy obudził mnie cichy krzyk Harrego. Zerwałem się 
z łóżka i czym prędzej pobiegłem do jego pokoju.
- Co się dzieje?
Zapytałem, widząc przerażonego chłopaka, siedzącego prosto jak struna na łóżku.
- Ja... Przepraszam, nie chciałem Cię budzić, po prostu...
Zaczął się jąkać. Powoli podszedłem do łóżka i usiadłem na jego skraju.
- No już maluchu, wdech i wydech .
Powiedziałem cicho, aby go uspokoić. Kiedy już zaczął oddychać w miarę równomiernie, otworzyłem ponownie usta.
- Teraz mi powiedz, co cię tak przestraszyło. Koszmar ?
Uniosłem lekko brwi ku górze. Styles spojrzał na mnie niepewnie i przytaknął delikatnie głową. Odgarnąłem opadające na jego czoło loczki.
- Co Ci się śniło?
Szepnąłem, patrząc na niego uważnie. Wydawał się być znów taki zagubiony...
- On. Tamta noc... To było takie realne... Znowu to czułem, Lou. Znowu ten ból...
Oczy mu się zaszkliły. Mocno go do siebie przytuliłem i delikatnie zacząłem kołysać.
- To się już nie powtórzy, Harry. Minęło, obiecuję... Nie dam cię skrzywdzić.
Szeptałem, chcąc go uspokoić. Po chwili zasnął...


Brak mi wiary, 
Tak właśnie się czuję, 
Jestem mi zimno, jestem zawstydzony, 
Leże nagi na podłodze...

1 komentarz:

  1. ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥ omfg :O

    OdpowiedzUsuń