ROZDZIAŁ 07: To będzie niezapomniany wyjazd.


Kochana Mamo
Nie masz pojęcia, jak bardzo mi Ciebie brakuje. Jak bardzo chciałbym, byś teraz mogła być ze mną. Wybacz, że przez ostatnie dni nic tu nie napisałem. Jestem z Louisem we Francji i po raz pierwszy jestem Ci wdzięczny, że zmuszałaś mnie do tych lekcji francuskiego. Miałaś rację, teraz bardzo mi się przydał.
Wczoraj pokłóciłem się z Louisem. Nie było za miło, trochę się pobiliśmy. Dobrze, on mnie uderzył, ale wychodzi chyba na to samo, prawda? Nie mam mu za złe. Wybaczyłem mu. Wiesz co? Miałaś rację. Znowu. On mnie kocha tak, jak ja kocham jego. Pamiętasz, jak nigdy nie chciałem tego przyznać? Tak bardzo chciałbym, byś tu teraz była. Bym mógł stanąć przed Tobą i powiedzieć "Mamo, jestem z Louisem. To mój chłopak". Doskonale jednak wiemy, że nie miałbym tyle odwagi. Ale wiesz co? Chciałbym, byś była tutaj. Wiem, że byś mnie nie odrzuciła. Nie jesteś taka. Kochałabyś mnie nawet jakbym przyszedł do domu cały we krwi i powiedział, że zabiłem człowieka. Prawda mamo? Chłopacy robią na dole popcorn. Właśnie, nie wiesz nic o chłopakach! No więc... domek, jaki wynająłem z Lou okazał się pięcioosobowy i teraz siedzimy razem z Zaynem, Liamem i Niallem. To właśnie przez Zayna się pokłóciliśmy z Louisem. Był o mnie zazdrosny. Znaczy Louis, nie Zayn. Dobrze, kończę już. Kocham Cię mamo.

Zamknąłem zeszyt i schowałem go na dno torby, by nikt go nie znalazł. Po chwili w drzwiach pojawił się Nialler.
- Harry! Chodź do nas, robimy noc filmową! I wiesz co? Mamy Popcorn!
Podskoczył radośnie a ja zaśmiałem się na ten widok. Wyglądał jak małe dziecko, które własnie dowiedziało się, że dostanie wymarzonego kotka.
- Dobrze, już idę Irlandczyku.
Powiedziałem wesoło i wstałem z miękkiego materaca. Opatulony w ciepły koc zszedłem z blondynkiem na dół i usiadłem obok mojego chłopaka. Mojego chłopaka... Brzmi dziwnie, ale podoba mi się. Delikatnie splotłem nasze palce razem i ułożyłem głowę na jego klatce piersiowej.
- Louie, Harry...
Zaczął Zayn, patrząc na nas przez chwilę.
- Wybaczcie, że zapytam, ale czy Wasze rodziny nie będą mieli nic przeciwko waszemu związkowi?
Zapytał po chwili, patrząc na nas uważnie. Zagryzłem wargę i spojrzałem na Louisa. Ten chwilę nad tym myślał, po czym odezwał się cicho.
- Mój tata na pewno będzie miał.
Czułem, jak zadrżał, dlatego dla otuchy ścisnąłem lekko jego dłoń. Wiedziałem, jak dobry kontakt miał z ojcem. Wiedziałem jednak również, że mężczyzna nie toleruje związków homoseksualnych, w szczególności między dwoma mężczyznami, dlatego spodziewaliśmy się przeróżnych reakcji z jego strony.
- Harry ?
Zapytał cicho Zayn, przenosząc swoje czekoladowe oczka na mnie. Zagryzłem lekko wargę i teraz ja poczułem, jak chłopak ściska moją dłoń. Zerknąłem na niego, a ten lekko skinął głową.
- Ja... Nie. Moja mama.... Ona nie żyje, ale i tak by to zaakceptowała, a ojciec... Zdanie ojca mam totalnie gdzieś, od kiedy mnie zaatakował.
Spuściłem głowę, czując jak pod powiekami wzbierają się słone łzy. Nie chciałem się przy nich rozklejać, nie moglem pokazać, że jestem słaby. Louie objął mnie ramieniem i przytulił do siebie. Czułem wciąż na sobie wzrok chłopaków.
- Zaatakował? To znaczy?
Zapytał po chwili Nialler, ale szybko został zganiony przez Liama. Uśmiechnąłem się tylko delikatnie, by pokazać, że nic się nie stało.
- Jak byłem młodszy... Rodzice się kłócili. Tata zaczął pić... Raz chciał zranić mamę, a ja jako młody gówniaż musiałem stanąć w jej obronie. No i tak się skończyło, że dostałem nożem w klatkę piersiową.
Zawiesiłem głos, przenosząc wzrok na kratkę na kocu.
- To stąd ta blizna...
Odpowiedział sobie cichutko Zayn, a ja tylko przytaknąłem głową.
- Oglądamy ten film?
Z sytuacji wybrnął Louie, który mówiąc te słowa jeszcze mocniej mnie przytulił. Nie powiem, żeby mi to przeszkadzało. Wszyscy załapali aluzję i się zgodzili, więc na pierwszy ogień poszło "Toy Story". Od razu było widać, że wielkim fanem tej bajki jest Liam, znał wszystkie teksty na pamięć i miał minę rozradowanego pięciolatka. Aż się lekko uśmiechnąłem na ten widok, co nie uszło uwadze mojej poduszki. Nachylił się lekko nade mną i szepnął.
- Co cię tak bawi?
Uniosłem lekko oczka i odszepnąłem.
- Liam wygląda jak dziecko, które zaraz dostanie ulubioną zabawkę.
Powiedziałem i zacząłem kreślić opuszkami palców kółeczka na jego dłoni. Uśmiechnął się wyraźnie zadowolony i opierając głowę wygodnie o kanapę wrócił do oglądania bajki. Po chwili ukradłem Niallowi garść popcornu, czego od razu pożałowałem, bo spojrzał się na mnie conajmniej wzrokiem mordercy. Zjadłem słoną przekąskę i popiłem ją herbatą z miodem. Czułem się już znacznie lepiej, ale chłopacy nadal się o mnie martwili, co w sumie było słodkie. W przerwie między drugą częścią filmu, kiedy to Zayn oświadczył, że musi za potrzebą, spojrzałem na chłopaków.
- Co robimy jutro? Chętnie bym zwiedził miasteczko.
Powiedziałem z uśmiechem.
- O tak! I musimy koniecznie iść do tej kawiarni na obrzeżach!
Powiedział entuzjastycznie Malik, wchodząc do pokoju i zapinając przy tym rozporek. Nie skomentowałem tej czynności, chociaż mnie bardzo kusiło.
- Jakiej?
Zmarszczył lekko nos Liam. Zaśmiałam się delikatnie i zwróciłem do Zayna.
- Dobrze, pójdziemy. Ale musimy zrobić też dużo zdjęć i kupić trochę pamiątek. Chcę mieć co wspominać na starość, kiedy będę pomarszczony siedział na ganku w bujanym fotelu i głaskał kota na moich kolanach.
Powiedziałem stanowczo i napokałem zaskoczony wzrok Louisa.
- Ej, a miejsce dla mnie znajdziesz w tych ambitnych planach na przyszłość?
Zapytał z lekkim uśmiechem. Wyszczerzyłem się lekko w jego stronę.
- Zawsze i wszędzie kochanie.
Odparłem i musnąłem lekko jego usta, jednak odsunąłem się, gdy błysk lampy mnie oślepił. Przekręciłem głowę i spojrzałem na Horana, szczerzącego się do aparatu.
- Boże, jak wy słodko wyszliście!
Oznajmił nam, pokazując zdjęcie, a ja zaśmiałame się tylko wesoło.
- Tak, słodko jak cukierki na Boże Narodzenie.
Dodał Louis i poczochrał mnie po loczkach, na co zmroziłem go spojrzeniem. Pokazał mi jednak tylko język i spojrzał na Liama.
- No Bieber, a ty masz jakieś szczególne życzenia jeśli chodzi o jutro?
Zapytał go, na co Liam uniósł brwi. No tak, od kiedy tu jest nie używał prostownicy, jednak Loueh nadal nie mógł mu zapomnieć tych włosów pierwszego dnia naszego pobytu tutaj.
- Oprócz dobrego ciastka nie mam żadnych.
Zaśmiał się lekko, na co Zayn znów otworzył usta.
- Tak, wiemy. Kawiarenka na obrzeżach. Na pewno ciasto mają wyborne. A teraz przyznaj się, jaka urocza kelnerka tam pracuje? A może przystojny kelner?
Horan poruszył zabawnie brwiami, na co Malik spalił buraka i spojrzał gdzieś w bok.
- Kelnerka i ma na imię Amelie.
Mruknął pod nosem. Już chciałem skomentować to w jakiś błyskotliwy i mało przemyślany sposób, jednak mulat mnie ubiegł.
- Niestety ma chłopaka. No ale i tak by nic z tego nie wyszło.
Zamknąłem usta i mocniej wtuliłem w sweter Louisa. Ten tylko zaśmiał się wesoło i pocałował mnie w czubek głowy. Wiedziałem jednak, że ta sielanka skończy się wraz z powrotem do Londynu i obowiązkiem poinformowania o tym rodziców Tomlinsona.
- Nie chce mi się już oglądać filmów.
Mruknąłem po chwili. Wszyscy oprócz Liama mnie poparli. No tak, on i jego miłość do Toy Story.
- To co robimy?
Zapytał po chwili Nialler, leżąc na dywanie i patrząc się w sufit.
- Może nam coś zagrasz Irlandzki chłopcze?
Odpowiedział pytaniem na pytanie Zayn, a farbowany od razu poderwał się do góry i poleciał po gitarę. Wrócił z instrumentem i usiadł na fotelu, chwilę coś przy niej majstrując, po czym zaczął grać wszystkim dobrze znaną piosenkę "I gotta feeling". Po dosłownie kilkunastu sekundach Zayn zaczął śpiewać, a mnie na chwilę zbiło z tropu. Miał na prawdę cudowny głos. Kiedy skończył zaczęliśmy bić brawo.
- Stary, to było niesamowite!
Powiedział podekscytowany Liam, a ja tylko energicznie potrząsnąłem głową na znak, że się z nim zgadzam. Uśmiechnął się w odpowiedzi i niepewnie spojrzał na nas.
- Znasz może Valerie?
Zapytał Louis po chwili. Niall skinął głową i zaczął grać spokojną piosenkę, po której zaczął śpiewać mój ukochany. Miał cudowny głos i już teraz wiedziałem, że mógłbym słuchać go w nieskończoność. Szatyn również został nagrodzony oklaskami i słowami uznania, po czym swoje umiejętności zaprezentował sam Nialler w piosence "Stereo Heart". Teraz już byłem pewny, że mamy w domku czwórkę zajebiście utalentowanych muzyków. Spojrzeliśmy na Liama, który zagryzł lekko wargę i poprosił Horana, by zagrał "Nobody Knows". Wyszło mu rewelacyjnie.
- A ty Harry?
Zapytał po chwili Niall, czekając na moją prośbę
- Mogę?
Wskazałem na instrument, który po chwili wylądował w moich dłoniach. Ułożyłem się tak, by mieć miejsce i zagrałem kilka akordow, po czym zacząłem śpiewać.
- I've been roaming  around,
Always looking down at all I see
Painted faces, fill the places I can't reach
You know that I could use somebody...
Zerknąłem po chłopakach, wpatrzonych we mnie. Uśmiechnąłem się pod nosem. Po chwili skończyłem i oddałem instrument jego właścicielowi.
- Mówiłem już, ale jesteś zajebisty.
Stwierdził po chwili Liam, na co tylko zaśmiałem się wdzięcznie.
- Ej, zaśpiewajmy coś razem!
Powiedział po chwili Zayn. Zmarszczyłem lekko nos, jednak pokiwałem głową ciekaw efektu.
- Może "Forever Young"? To chyba każdy zna.
Wszyscy zgodzili się od razu, więc Nialler zaczął grać. Efekt końcowy? Byliśmy najlepiej zgraną piątką idiotów na świecie.
- Woohooo!
Krzyknął Malik, kiedy skończyliśmy.
- Jesteśmy...
- To było...
- Ale jak...
- Po prostu odlot!
Podsumował nasze wszystkie myśli Horan, a my znów wszyscy pokiwaliśmy głowami, śmiejąc się wesoło.


Z moich ust nie schodził uśmiech. Byliśmy po prostu niesamowici, jakbyśmy śpiewali razem od zawsze, a nie znali się zaledwie trzy dni. To było takie... nowe? Nowe, ale fajne. Podobało mi się i to cholernie. Wiedziałem, że coś więcej może z tego wyjść. Mieszkaliśmy w tym samym mieście, więc o jeden problem mniej. Spojrzałem po chłopakach.
- Ej co wy na to, żeby założyć zespół?
Zaskoczeni, przenieśli spojrzenie na mnie.
- Zespół?
Powtórzył cicho Niall, a ja skinąłem głową.
- Hmmm... Sądzicie, że to wypali? No wiecie, słabo się znamy...
Zaczął Louis, na co s Harry spojrzał na niego.
- Chłopie, zaakceptowali nasze dziwne zachowania, byli przy naszym pierwszym pocałunku, nie brzydzą się tego a ty mówisz, że słabo cię znają?
Zaśmiał się wesoło.
- Ohh no dobra.
Uśmiechnął się do niego Tomlinson i pocałował w policzek. Idę o zakład, że w tym momencie loczek się zarumienił, dlatego spuścił głowę. Pokręciłem lekko swoją i uniosłem brwi.
- Możemy spróbować.
Powiedział po chwili namysłu Zayn. Spojrzałem na Harrego, który tylko pokiwał głową. Louis westchnął cicho ale i tak wiedziałem, że zgodzi się, bo Styles się zgodził. Ostatnią osobą był Niall, który własnie drapał się po karku z dziwną miną.
- No nie wiem...
Mruknął po chwili.
- Proooosiiiimyyy.
Jęknął Zayn patrząc na niego cielęcym wzrokiem i nie pozwalając podnieść się z ziemi.
- A jeśli się zgodzę, pozwolicie mi iść coś zjeść?
Zapytał z lekkim uśmiechem.
- TAK!
Odpowiedzieliśmy chórem. Widząc, jak ten kiwa głową na zgodę Malik zszedł z niego wracając na fotel i pozwalając tym samym pójść do kuchni po kanapki. Usiedliśmy teraz wszyscy tak, by widzieć siebie na wzajem. Zaczekaliśmy aż łaskawie Pan Wiecznie Głodny Horan zaszczyci nas ponownie swoją obecnością. Kiedy łaskawie wrócił z talerzem piętrzących się kanapek, które postawił na stole, zmarszczyłem lekko nos. Każdy wziął jeden kawałek i zamyślony wpatrywał się w ogień.
- Chłopacy...
Zaczął po chwili Louis, przerywając tym samym ciszę, która rzadko kiedy zapadała między nami. Podniosłem głowę i utkwiłem wzrok w chłopaku.
- Trzebaby się jakoś nazwać, co nie?
Uśmiechnął się lekko. Każdy skinął głową z lekkim uśmiechem i znów zamyślił.
- Island!
Powiedział po chwili Nialler, a ja spojrzałem na niego zaskoczony.
- Ermm... Nie, kojarzy mi się z tą wytwórnią płytową.
Powiedział Harry, na co Zayn tylko przytaknął i znów wszyscy zaczęli się zastanawiać nad nazwą. Co do tego to miałem pustkę w głowie. Próbowałem wymyśleć coś oryginalnego i takiego, by zapadło w pamięci, jednak mój mózg wytworzył czarną dziurę. Zero jakiegokolwiek pomysłu. Spojrzałem na naszą parkę i uśmiechnąłem się. Louis leżał z głową na kolanach Harrego, który miał swoją odchyloną do tyłu na oparciu i pewnie nieświadomie bawił się kosmykami włosów swojego partenera. Przez chwilę przypominali mi mojego kuzyna z Hiszpanii i jego chłopaka, wyglądali równie słodko. Co ja gadam? Liam, ogarnij się. Pokręciłem lekko głową by wyrzucić te myśli z głowy i znów spojrzałem po chłopakach. Każdy miał tak samo zgłupiałą minę.
- Wiecie co? To trudniejsze niż myślałem.
Powiedział po chwili Niall. Pokiwałem lekko głową na znak, że go rozumiem i uśmiechnąłem lekko.
- 5 Singles.
Powiedział po chwili Malik, na co od razu zareagowała para z kanapy, mówiąc jednocześnie:
- Nie jesteśmy singlami.
Westchnąłem cicho i zacząłem kreślić coś bez sensu na kartce przede mną. Byłem tym tak pochłonięty, że nie zauważyłem, jak zacząłem coś nucić pod nosem.
- Może... Modest?
Zaproponował po chwili milczenia Louis, na co Nialler pokręcił głową.
- Nie wiem czemu, kojarzy mi się z modą, a to już mi się nie podoba.
Skrzywił się, wracając do pasjonującego zajęcia wystukiwania rytmu na pudle gitary. Znów spuściłem głowę, ponownie zaczynając bawić się karteczką i bazgroląc coś na niej.
- LiHaNiaZaLou?
Powiedział po chwili Zayn, a ja zrobiłem na niego wielkie oczy.
- LiHaNia...co?
Niall nawet nie potrafił powótrzyć słów, a raczej słowa wymyślonego właśnie przez mulata. Każdy miał taką minę, jakby nie mógł tego powtórzyć nawet w myślach.
- No co? Improwizuję.
Wzruszył ramionami Zayn i znów zaczął nawijac na palec sznurek od siwych dresów, jakie własnie miał na sobie. Po chwili usłyszałem głośne słowa Harrego.
- Liam, kurwa mać! Jesteś genialny!
Ponownie podniosłem głowę, nie wiedząc o co dokładnie mu chodzi. Ja i geniusz? Nie ten związek. Chyba leki zaczęły na niego źle wpływać, bo zaczynał gadać trzy po trzy.
- Ależ oczywiście. Ale dlaczego?
Zapytałem z głupią miną. Nadal nie wyjaśnił mi o co chodzi, ale w jego oczach wyraźnie było widać podekscytowanie. Na prawdę, zaczynam się go bać.
- One Direction!
Powiedział w końcu, wskazując na kartkę. Spojrzałem na to, co właściwie bazgrałem i uderzyłem się z otwartej dłoni w czoło. Na białym papierku czarnym długopisem był gruby napis, który właśnie odczytał na głos Styles i pełno strzałeczek w jego stronę. Zaśmiałem się lekko.
- Nawet nie wiedziałem, że nabazgrałem coś takiego.
Powiedziałem po chwili, a chłopacy mocno zaczęli się nad tym zastanawiać. Po chwili milczenia głos zabrał Horan.
- A teraz, panie i panowie, przed państwem... ONE DIRECTION!
Powiedział głosem a'la spiker radiowy, na co każdy zareagował bardzo entuzjastycznie. Trzeba było przyznać, że brzmiało to bardzo oryginalnie, no i nikt jeszcze nie słyszał, żeby jakiś zespół nazywał się "jeden kierunek".
- Jest... Zajebiście!
Powiedział w końcu Zayn i wszyscy przybiliśmy sobie piątkę. I w ten oto sposób para gejów, Irlandczyk, Muzułmanin i opiekunka założyli zespół. Nie mamy szans. Ale każdy ma swoje małe odchyły w młodości, prawda? A to będzie nasza niezapomniana, wielka i najlepsza ze wszystkich przygoda.
- Racja, a w dodatku nazwa idealnie do nas pasuje. W końcu każdy z nas zmierzał w jednym kierunku, co nie? Każdy zmierzał właśnie tu.
Powiedział wesoło Harry, próbując to wszystko ułożyć sobie w głowie.
- Okej, a więc... Uroczyście ogłaszam, że właśnie tu, w domku numer 114, w ośrodku "Neige Et Solei" w Valmorel we Francji, w roku pańskim 2010....
- LOUIS!
Zaśmiał się Hazza, na co ten zgromił go tylko spojrzeniem.
- Jak mówiłem, zanim mi bezczelnie przerwano, w roku pańskim 2010 dokładnie 19 lutego został założony najlepszy na świecie zespół ONE DIRECTION!
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Ale co jak co, chłopak miał rację.
- Wiecie co? Jesteśmy piątką kompletnych debili.
Zmarszczyłem lekko nos.
- Z reguły debile są zauważani.
Powiedziałem po chwili, na co Zayn przytaknął.
- Zobaczymy. Kto wie, może kiedyś będziemy sławni?
Zaśmiał się wesoło Nialler i poruszył zabawnie brwiami, co wywołało kolejną salwę śmiechu, jaka rozniosła się po całym domku. Ziewąłem potężnie i spojrzałem na zegarek, pokazującą już pierwszą w nocy, więc nic dziwnego, że zaczęło ogarniać mnie zmęczenie. Z reguły wstaję wcześnie i kładę się wcześnie, a nie w środku nocy.
- Nie wiem jak wy, ale ja idę spać. Jestem padnięty. Dobranoc!
Pokiwałem lekko chłopakom i udałem się w kierunku wymarzonego łóżeczka. Po chwili podreptał za mną równie wykończony blondyn. Weszliśmy do pokoju i opadliśmy na łóżko.
- To będzie niezapomniany wyjazd.
Powiedział jeszcze, patrząc rozmarzonym wzrokiem w sufit, zanim zasnął. Zaśmiałem się lekko, przykryłem go kocem i sam położyłem spać.

___________________
Udało mi się jeszcze napisać siódemkę . Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu i dziękuję za miłe słowa pod szóstką. Mi też znudziły się świece, kolacyjki i romantyzm. Rzyganie tęczą... Do usłyszenia :* PROSZĘ O KOMENTARZE OSOBY, KTÓRE TO CZYTAJĄ.
Uwaga:
osoby, które mam informować o nowych rozdziałach proszę o pozostawienie w komentarzu swojego nicka na twitterze.

 

ROZDZIAŁ 06: Kocham go w sposób, jaki nie powinienem.


Omiotłem spojrzeniem pokój. Harry leżał na Louisie z delikatnym uśmiechem i chyba spał. Lou wpatrywał się w ogień zamyślonym wzrokiem, Niall cicho grał na gitarze a Liam czytał książkę, co jakiś czas zerkając na Tomlinsona i Styles'a. Uśmiechnąłem się lekko. Tą dwójkę ewidentnie do siebie ciągnęło i prędzej czy później coś z tego wyjdzie. Byłem pewny. Zerknąłem na zegarek i uśmiechnąłem się.
- Idę zrobić obiad.
Oznajmiłem wszystkim, po czym poprawiając sweter, zniknąłem w kuchni. Zajrzałem szybko do szafek i lodówki, po czym wyjąłem makaron i trochę warzyw. Wszystko przygotowałem tak jak uczyła mnie kiedyś mama i po pół godziny na stole stała wielka miska makaronu z sosem słodko-kwaśnym i warzywami przepisu państwa Malik.
- Gotowe!
Krzyknąłem z kuchni, a po chwili przy stole pojawiła się trójka chłopaków. Harry chyba dopiero się obudził, bo nie ogarniał co się dzieje, Niall patrzył cielęcym wzrokiem na miskę  jedzenia a Liam uśmiechał się lekko.
- Gdzie Louis?
Zapytałem po chwili marszcząc lekko nos i rozglądając się dookoła, czy aby gdzieś się nie schował.
- Już jestem, dokładałem drewna do ognia.
Powiedział Lou i usiadł obok Harrego, zerkając na miskę.
- Mmm... Pachnie pysznie.
Zauważył, a ja podałem każdemu talerz, sztućce i sam zająłem miejsce naprzeciw Liama. Nałożyłem sobie trochę obiadu i zacząłem jeść. Nie uszło mojej uwadze to, że Nialler nałożył sobie najwięcej. Byłem wręcz przekonany, że tego nie zje. Kończąc posiłek omiotłem spojrzeniem każdego z osobna, a moją uwagę skupił na sobie Harry. Mieszał widelcem w makaronie, którego prawie w ogóle nie tknął i był nieco blady.
- Harry, co jest? Nie smakuje Ci?
Zapytałem troskliwie, patrząc na lokatego. Nie wiem dlaczego, ale go polubiłem i zaczynałem martwić. Podniósł głowę, którą opierał na ręce i spojrzał na mnie.
- Co? Jest pyszne, ale nie jestem głodny. Przepraszam.
Pociągnął nosem i wstał od stołu, po czym pokierował do swojej sypialni. Odprowadziłem go do schodów troskliwym wzrokiem, jednak odwróciłem głowę, gdy poczułem na sobie palące spojrzenie Louisa. Zerknąłem na niego. Wyglądał, jakby zaraz miał mnie zamordować. Nie kumając o co mu chodzi wzruszyłem lekko ramionami.
- Czyli on nie zje tego?
Upewnił się Horan. Gdy tylko Liam potwierdził myśli blondyna, ten szybko wziął talerz Styles'a i pochłonął jego zawartość. Gdzie on to do cholery mieści?! Pokręciłem z niedowierzaniem głową i wstawiłem talerz po sobie do zlewu, po czym ruszyłem po schodach na górę. Chciałem po prostu porozmawiać z Harrym. Zapukałem cicho do drzwi, czekając na pozwolenie.
- Louis idź stąd...
Powiedział głos po drugiej stronie. Nacisnąłem na klamkę i wetknąłem głowę do środka.
- To ja. Mogę wejść?
Zapytałem, patrząc na niego zmartwiony. Nie wyglądał najlepiej. Oczy miał podkrążone i był dość blady. Niepewnie skinął głową, mocniej okrywając się kołdrą.
- Zimno Ci?
Zadałem kolejne pytanie, przekraczając próg i zamykając za sobą drzwi. Widząc jak tylko skinął głową, skierowałem się do przenośnego grzejnika i włączyłem go, ustawiając na maksa, a po chwili po pokoju zaczęło roznosić się ciepłe powietrze. Usiadłem na skraju łóżka i odgarnąłem z twarzy kolegi jednego loczka.
- Jak się czujesz?
Zapytałem troskliwie. Ponownie przyjrzałem mu się i od razu stwierdziłem, że powinien napić się gorącej herbaty z miodem i cytryną. Nie zdążyłem jednak tego zaproponować, kiedy do pokoju wpadł jak burza Louis. Już chciał coś mówić, kiedy spojrzał na mnie. Jego wzrok od razu zrobił się zimny.
- Co ty tu robisz?
Wysyczał, a mnie przeszedł dreszcz. Jego ton był wręcz lodowaty.
- Przyszedłem porozmawiać z Harrym.
Odpowiedziałem ze stoickim spokojem, nie spuszczając wzroku z jego zielono-niebieskich oczu. Prychnął pod nosem i zrobił dwa kroki do przodu, zmniejszając odległość między nami.
- To porozmawiałeś, a teraz możesz wyjść.
Westchnąłem cicho i spojrzałem na zdenerwowanego loczka, który wpatrywał się z rządzą mordu w oczach w przyjaciela. Poklepałem go lekko po nodze.
- Przyniosę Ci coś na przeziębienie. I tak idę po zakupy.
Potargałem go po włosach i odprowadzony zabójczym wzrokiem Louisa zbiegłem po schodach na dół.
- Idę na miasto, chce ktoś coś?
Zapytałem, obwiązując szalik dookoła szyi i patrząc na Nialla i Liama, rozmawiająch na kanapie z kubkami parującej herbaty. Kiedy tylko usłyszeli mój głos odwrócili się.
- Czekoladę i jakieś żelki.
Powiedział wesoło Niall i podał mi banknot, który od razu włożyłem do kieszeni.
- A mi możesz wziąć pluszki solone.
Dodał Li, również podając mi pieniądze. Skinąłem lekko głową i już zmierzałem do drzwi, kiedy przypomniałem sobie o Harrym.
- Mogę was prosić, żebyście zrobili Harremu herbatę z miodem i cytryną? Chyba zaziębił się jak lepilliśmy bałwana.
Powiedziałem i widząc jak Liam wstaje z zamiarem przygotowania napoju, opuściłem domek. Było już dość ciemno i do tego bardzo zimno, więc wbiłem dłonie mocniej w kieszenie płaszcza i żwawym krokiem ruszyłem w stronę rynku miasteczka. Wpierw wszedłem do sklepu by zrobić wszystkie potrzebne zakupy, a także to, o co prosili mnie chłopacy. Dodatkowo wrzciłem do wózka kilka paczek chipsów, jakiś popcorn i fantę. Udałem się do kasy, zapłaciłem za produkty i z dużą siatką zakupów ruszyłem w stronę apteki. Wszedłem do pomalowanego na biało pomieszczenia i stwierdziłem, że ta tutaj nie wiele różni się od mojej apteki w Londynie, czy tej, do której chodziłem w dzieciństwie w Bradford. Podszedłem do lady i upewniwszy się, że sprzedawczyni rozumie angielski kupiłem jakieś leki na gorączkę, ból gardła i przeziębienie, by postawić Styles'a na nogi. W końcu nie może całego wyjazdu przeleżeć w łóżku, co nie? Z dwoma siatkami teraz opuściłem aptekę i stanąłem na zasypanym śniegiem chodniku. Zanim doszedłbym do domku, nie zobaczyłbym czubka własnego nosa, więc rozejrzałem się dookoła, natrafiając wzrokiem na uroczą kawiarenkę Mistletoe. Od razu ruszyłem w tamtym kierunku i pchnąłem oszklone drzwi. Do moich nozdrzy od razu uderzył zapach ciast, kawy i przyjemne ciepło. Ludzi nie było za wiele, ale też nie było pusto. Zająłem stolik przy oknie i postawiłem na podłodze reklamówki, przeglądając leżącą na stoliku kartę. Po chwili koło mojego boku stanęła szczupła, wyższa blondynka z uśmiechem na twarzy. Spojrzała na mnie błękitnymi oczyma, w których tańczyły iskierki radości i powiedziała wesoło.
- Bonsoir. Que voulez-vous?*
Spojrzałem na nią wielkimi oczami w nadziei, że dziewczyna jednak zna angielski. Widząc moją minę uśmiechnęła się przepraszająco i płynnie przeszła na mój ojczysty język. Odetchnąłem z ulgą.
- Poproszę czarną kawę i Raffaello.
Zamówiłem szybko i uśmiechnąłem do niej delikatnie. Odwzajemniła gest i ruszyła w stronę lady, by przyżądzić moje zamówienie. Cały czas śledziłem ją wzrokiem, była na prawdę śliczna. Po chwili, kiedy stawiała na tackę talerzyk z ciastkiem podszedł do niej wysoki szatyn i objął w pasie, całując przelotnie w policzek. Odwróciłem wzrok, wbijając go w wirujące za szybą płatki śniegu, kiedy ta sama blondynka postawiła na stoliku moje zamówienie. Mimowolnie spojrzałem na nią i ponownie się uśmiechnąłem.
- Dziękuję.
Mruknąłem. Ta tylko skinęła głową z radosnym uśmiechem i życzącz mi smacznego udała się za ladę. Znów złapałem się na tym, że spoglądam w jej stronę, więc wbijając wzrok w stolik upiłem łyk kawy, parząc sobie przy tym język. Myślami wróciłem do dziwnego zachowania Louisa sprzed ponad godziny. Zachowywał się, jakbym conajmniej przelizał się z loczkiem. Na samą myśl o tym wzdrygnąłem się i potrząsnąłem lekko głową. Chyba będzie trzeba sobie coś z nim wyjaśnić, nie może mi przecież zabronić rozmowy z Harrym sam na sam. Przecież to niedorzeczne. Włożyłem do ust kawałek ulubionego, kokosowo-migdałowego ciastka i westchnąłem cichutko. Miałem cichą nadzieję, że oboje w końcu odnajdą się w tym co jest między nimi i przede wszystkim przestaną być o siebie tak chorobliwie i bezpodstawnie zazdrośni. Szczególnie miałem na myśli pana w koszulce w paski. Nawet nie zauważyłem, kiedy skończyłem swój późny deser, a na dworze przestało tak sypać. Wstałem i podszedłem do lady, za którą krzątała się ta urocza kelnerka. Zerknąłem na plakietkę z jej imieniem. "Amelie" powtórzyłem w myślach i znów posłałem jej uroczy uśmiech.
- Ile płacę?
Zapytałem, płacąc odpowiednią kwotę i zostawiając jej napiwek. Wziąłem swoje siatki i wtulając twarz w szalik ruszyłem w stronę ośrodka. Po pół godzinnym spacerku byłem już z powrotem w domku. Zostawiłem zakupy w kuchni i ruszyłem do pokoju Harrego. Na szczęście Louis właśnie wszedł do łazienki i słysząc, że puszcza wodę pod prysznicem wywnioskowałem, że mam chwilę na rozmowę z najmłodszym. Zapukałem cicho i wszedłem do środka. Widząc stan loczka przestraszyłem się nieco.
- Hej, Harry. Co się dzieje?
Usiadłem na brzegu łóżka i spojrzałem na jego czerwone, podpuchnięte oczka. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Pokręcił tylko głową wstrzymując oddech, by się nieco uspokoić.
- Przyniosłem ci lekarstwa, żebyś nie musiał przesiedzieć tu całego wolnego czasu.
Uśmiechnąłem się do niego delikatnie i pogłaskałem po głowie. Widząc, że coś go męczy usiadłem naprzeciw niego i spojrzałem uważnie.
- Harry, widzę, że coś się dzieje. Możesz mi powiedzieć, zaufaj mi.
Szepnąłem, nie spuszczając wzroku z jego twarzy. Widziałem, że bije się z myślami, że nie jest do końca przekonany. Potrząsnął głową i wbił wzrok w swoje dłonie, które od razu ująłem.
- Harreh...
Zmiękczyłem jego imię i uśmiechnąłem ciepło. Podziałało.
- Pokłóciłem sie z Louisem. Zachował się fatalnie, nie miał prawa Cię wyrzucać. Kiedy wyszedłeś, krzyknął na mnie, że nie powinienem brać nikogo na litość, że i tak masz mnie gdzieś, a przyszedłeś tu, bo było ci mnie żal. Zaczęliśmy się kłócić, aż w końcu... uderzył mnie i powiedział, że mam wreszcie przejrzeć na oczy.
Spuścił ponownie głowę, dławiąc się łzami. Zrobiłem się cały czerwony ze złości, jednak nic nie powiedziałem, tylko mocno go do siebie przytuliłem. Nie mogłem uwierzyć, że Tomlinson był zdolny do czegoś takiego, że był zdolny podnieść na kogoś rękę. Kołysałem chłopaka w ramionach, chcąc by się uspokoił. Kiedy już przestał się tak trząść, podniósł głowę, zerkając na niego.
- A wiesz co jest najgorsze?
Zapytał cicho, drżącym tonem. Pokręciłem przecząco głową i wzrokiem zachęciłem, by powiedział o co mu chodzi.
- Kocham go, Zayn. Nie jak przyjaciela. Kocham go w sposób, jaki nie powinienem.
Wyszeptał i rokleił się na dobre. Wmurowało mnie nieco, jednak nie byłem zaskoczony. Mocno go do siebie przytuliłem i znów starałem się uspokoić.
-Wiem, Harry.
Szepnąłem tylko, gładząc go po włosach. Nawet nie zorientowałem się, kiedy zasnął wczepiony w moją koszulkę. Ułożyłem go delikatnie na poduszkach, opatuliłem kołdrą i kocem, po czym cichutko wyszedłem z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Wziąłem swoje rzeczy z pokoju i ruszyłem do pustej już łazienki. Szybko wziąłem prysznic i przebrany w piżamę zszedłem do kuchni by napić się soku. Obrzuciłem nienawistnym spojrzeniem Louisa, który wpatrywał się przybity w kubek herbaty, po czym bez słowa z kartonem soku udałem się do swojego pokoju. Przysięgam, jeszcze chwila dłużej w jednym pomieszczeniu z tym idiotą, a przymalowałbym mu tak w tą mordkę, że ujrzałby gwiazdy.


Kretyn. Idiota. Debil... Skurwysyn. Tak, byłem skurwysynem. Jak mogłem mu to zrobić? Jak, do cholery, jak mogłem podnieść na niego rękę?! Po tym jak mi zaufał, po tym co przeszedł... Jak mogłem okazać się takim... palantem? Nie zareagowałem nawet, kiedy przeszedł koło mnie Malik, niemalże mordując spojrzeniem. Szczerze? Nie zwróciłbym uwagi nawet jeśli wokół mnie wybuchł pożar. Po chwili poczułem na policzkach gorące łzy. Zraniłem go. Cholernie go zraniłem, a przysięgałem, że nigdy, przenigdy tego nie zrobię. I co? I złamałem obietnicę. I to tę obietnicę, która była najważniejsza. Jak ja mu teraz spojrzę w oczy? Jak ja go przeproszę? Otarłem mokre policzki i skierowałem się cicho w stronę jego pokoju. Naszego pokoju. Miałem cichą nadzieję, że jeszcze nie śpi, chociaż biorąc pod uwagę stan, do jakiego go doprowadziłem, było to bardzo mało prawdopodobne. Cicho otworzyłem drzwi i zajrzałem do środka.
- Harry?
Miałem rację, spał. Twarz miał wtuloną w poduszkę, usta lekko rozchylone i podpuchnięte od płaczu oczy. Widząc to znów po moich policzkach spłynęły łzy. To moja wina. Tylko i wyłącznie moja wina. Zraniłem najważniejszą osobę na świecie. Co ja gadam, dzisiaj zraniłem mój cały świat. Zamknąłem cicho drzwi i skierowałem się do salonu. Cóż, dzisiejszą noc spędzę na kanapie. Ułożyłem się na niej i przykryłem kocem, kiedy ktoś stanął w drzwiach.
- Louis ? Co ty tu robisz?
Liam, ubrany jedynie w czarną koszulkę z długim rękawem , opinającą jego ciało i szare spodnie od dresu podszedł bliżej mnie. Zlustrował spojrzeniem moją twarz i usiadł na jedynym wolnym kawałku sofy.
- Czemu płaczesz?
Zagryzłem lekko wargę i usiadłem, podkulając pod siebie nogi. Wbiłem zrozpaczone spojrzenie w czerwono - złotą kratkę na kocu, a po chwili przeniosłem je na chłopaka, który wyglądał, jakby naprawdę się martwił. Po moim policzku znów poleciała słona łza, która na chwilkę zatrzymała się na brodzie, tylko po to, by skapnąć na dłoń i dalej sunąć w dół, aż do materiału, którym byłem szczelnie okryty.
- Ja.. Harry... My... Pokłóciliśmy się. Ale... To była moja wina, byłem zazdrosny. Cholernie zazdrosny. A on tylko rozmawiał z Zaynem...Krzyknąłem na niego, a kiedy poprosił, żebym przestał, żebym się uspokoił... uderzyłem go. Liam, podniosłem na niego rękę, rozumiesz? Ja go zraniłem po tym, jak mi zaufał. Tak bezgranicznie mi zaufał. A ja go zawiodłem. Nigdy mi tego nie wybaczy. Ja też nie będę potrafił sam sobie wybaczyć.
Znów się rozkleiłem jak małe dziecko. W zasadzie teraz czułem się jak małe dziecko, które zbiło ulubiony wazon swojej mamy i czekało tylko na burę z jej strony. Liam chwilę siedział chyba przetwarzając w głowie mój bełkot, bo przez łzy mówiłem strasznie nie wyraźnie, po czym spojrzał  na mnie z poważną miną.
- Louis, popełniłeś błąd, ale każdy je popełnia. Porozmawiaj z Harrym, przeproś go. Na pewno Ci wybaczy, jesteś dla niego zbyt ważny.
Powiedział po chwili i lekko mnie przytulił.
- Li, nie rozumiesz... Ja go kocham. Kocham go tak, jak nie chcę go kochać, nie chcę go ranić. Jest całym moim światem, a dzisiaj... Zaślepiony zazdrością zraniłem go niewyobrażalnie.
Wtuliłem się w jego bluzkę jak w ulubionego misia i zacisnąłem powieki. Po chwili poczułem ramiona chłopaka oplatające mnie i kołyszące na boki.
- No już Louie, spokojnie... Porozmawiaj z nim jutro na spokojnie. Powiedzcie sobie wszystko. Jestem pewny, że wam się uda.
Szepnął, a ja tylko pokiwałem głową.
- Dziękuję, Li.
Odpowiedziałem cichutko i nawet nie zorientowałem się, kiedy zasnąłem.
Rano obudziłem się z koszmarnym bólem pleców. Spojrzałem na zegarek, dochodziła siódma. Szybko wstałem i postanowiłem przeprosić Harrego. Wszedłem do kuchni i zaparzyłem mu herbaty truskawkowej, zrobiłem jego ulubione kanapki i ustawiając wszystko na tacy ruszyłem do góry. Wiedziałem, że już nie śpi. Przed drzwiami się zawahałem. Nie miałem pojęcia co zrobić i co mówić. Nie chciałem pogarszać sytuacji. Oparłem sobie tackę na biodrze i zapukałem cicho do drzwi, po czym wychyliłem w szparze głowę.
- Hej... Mogę?
Spojrzałem na niego. Pociągnął nosem i wzruszył ramionami.
- To też twój pokój.
Powiedział cicho, nawet na mnie nie patrząc. Poczułem mocny ucisk w sercu, jednak wiedziałem, że to tylko i wyłącznie moja wina i ja jestem odpowiedzialny za stan Harrego. Postawiłem tacę na jego stoliku i usiadłem na łóżku.
- Harry ja... Przepraszam.
Spuściłem głowę, wbijając wzrok we wzorek na pościeli.
- Poniosło mnie. Nie powinienem był, nie panowałem nad sobą... Ja wiem, obiecałem, przysięgałem Ci, że nigdy, przenigdy Cię nie zranię, a wczoraj właśnie to zrobiłem. Ale... to wszystko dlatego, że już dłużej nie umiem sobie poradzić... Sam ze sobą nie umiem sobie poradzić.
Po raz pierwszy spojrzałem na Harrego. Patrzył na mnie załzawionymi oczyma, a w  miejscu, gdzie moja pięść spotkała się z jego wargą była mała ranka. Znów poczułem to dziwne ukucie w okolicach lewej piersi.
- Domyślam się, że mi nie wybaczysz, ale... Obiecuję, że zaraz spakuję się i na zawsze zniknę z Twojego życia. Chcę tyko byś wiedział... Że Cię kocham. Kocham Cię tak, jak nigdy nie powinienem. I nie mogę na to nic poradzić. Prze-przepraszam. Nie jestem wart tego, by się z Tobą przyjaźnić, nie jestem wart Ciebie.
Powiedziałem, ocierając łzy, które spłynęły po mojej twarzy i wstałem z łóżka. Szybko wziąłem moją jeszcze nierozpakowaną torbę i zbiegłem na dół. Mało co widziałem przez łzy, jednak to nie było ważne. Minąłem zdezorientowanego Zayna z Liamem i w pośpiechu zacząłem się ubierać, olewając fakt, iż nadal mam na sobie piżamę. Przebiorę się w łazience na dworcu.
- Louis!
Krzyknął Harry, jednak niezareagowałem. Po chwili krzyk powtórzył się, a u szczytów schodów stanął Zapłakany Harry, ściskając w dłoni poduszkę, do której uprzednio się przytulał.
- Louisie Williamie Tomlinson!
Krzyknął drżącym głosem, a ja mimowolnie zamarłem. Loczek cisnął poduszką o ziemię, zbiegł ze schodów i stanął kilka centymetrów ode mnie, wyrywając mi z dłoni czapkę.
- Kocham Cię ty kretynie!
Krzyknął mi w twarz i mocno się przytulił. Przez chwilę stałem tam nieruchomo, po czym mocno przytuliłem do siebie, ukrywając wtarz w jego włosach i zaciskając powieki.
- Błagam Cię, nigdy więcej nie mów, że jesteś czegoś nie warty.
Wyszeptał mi do ucha.
- Obiecuję, Harry.
Szepnąłem cichutko i odgarnąłem z jego twarzy kosmyk włosów, po czym delikatnie musnąłem jego wargi swoimi, a w moim brzuchu obudziło się stado motylków. Czekałem na to tak długo... Tak cholernie długo chciałem poczuć smak jego ust. Tak długo chciałem usłyszeć "Kocham Cię". Wreszcie jednak nadszedł ten dzień, kiedy to się stało. Zapomniałem o tym, że Zayn i Liam patrzą na nas, nie myślałem nawet o tym, że Niall też może to widzieć. Miałem to głęboko w dupie. Teraz liczył się tylko Harry, który po chwili lekko się ode mnie odsunął, i ponownie wczepił w moje ciało.
- Na prawdę przepraszam.
Wyszeptałem, a kosmyk jego włosów połaskotał mnie w nos, kiedy delikatnie poruszył głową, by na mnie spojrzeć.
- Wiem, Louie. Wybaczam Ci.
Wyszeptał i tym razem to on musnął moje usta swoimi. Teraz byłem chyba najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Uśmiechnąłem się spod jego ust i przysięgam, mógłbym spędzić w tym stanie jeszcze kilka godzin, gdyby nie głos Zayna.
- Ej, dobra. Fajnie, że się pogodziliście, fajnie, że jesteście razem. Na serio cieszę się i w ogóle, ale... To chyba nie odpowiednie miziać się w najzimniejszym miejscu tego domku, w dodatku, kiedy Harry jest chory, co nie?
Zapytał mulat, a ja skinąłem głową. Zaprowadziłem Harrego do sypialni, podałem mu leki, jakie kupił Malik i upewniwszy się, że loczek znów zasnął, ruszyłem do kuchni. Uśmiechnąłem się, delikatnie i spojrzałem na Zayna.
- Ciebie też powinienem przeprosić. Nie powinienem był wczoraj cię tak... atakować. Po prostu... Byłem cholernie zazdrosny.
Powiedziałem cicho.
- Nie ma sprawy. Ale nie rań go już.
Powiedział i przytulił mnie lekko by zaznaczyć, że na prawdę już się na mnie nie gniewa. Odetchnąłem z ulgą i poklepałem go po plecach, kiedy mój żołądek wydał głośny dźwięk, sygnalizujący, iż domaga się jedzenia. Zaśmieliśmy się cicho i wziąłem z lodówki karton mleka, nasypałem do miski płatków, po czym zacząłem je konsumować. Nie doszedłem nawet do połowy porcji, kiedy do pomieszczenia wszedł zaspany Nialler.
- Kto się tak przed chwilą darł?
Zapytał, przecierając oczy i spojrzał po wszystkich.
- Przepraszam, nie chcieliśmy Cię budzić.
Powiedziałem cicho i uśmiechnąłem się do niego niewinnie. Machnął tylko ręką i wzruszył ramionami.
- Przynajmnie wreszcie się ogarneliście.
Powiedział i zabrał się za robienie sobie ogromnej ilości śniadania, a ja spojrzałem na niego zaskoczony. Czyli... Czyli właśnie my zauważyliśmy ostatni, co jest między nami?

_______________________
* fr.  Dobry wieczór. Co podać?

A więc jest rozdział szósty. Chciałabym tu tylko poprosić o to, by każdy kto czyta tego bloga, zostawił chociaż krótki komentarz. Nie wiem czy jest dla kogo prowadzić to dalej.
postanowiłam też wreszcie zrobić ten prawdziwy moment Larrego. Osobiście jednak uważam, że go schrzaniłam.
 No i tak na koniec, to zmieniłam trochę bohaterów. Zainteresowane osoby niech po prostu kliknął na zakładkę "bohaterowie". Nie wiem też, czy do końca lipca pojawi się tu nowy rozdział, bo korzystam z kompa mamy, a piszę na swoim. Jeśli nie ogarnę jakiegoś pendrive'a to będzie ciężko. Pozdrawiam  i jeszcze raz prosze o komentarze. Enjoy!


ROZDZIAŁ 05: Nie jestem gejem.... prawda?


Przeniosłem po chwili wzrok z dobudzającego się Harrego na Zayna. Uśmiechnąłem lekko w jego stronę i zapytałem zaciekawiony.
- Gdzie jedziesz?
Mulat zerknął na mnie i odparł szybko i wielkim uśmiechem na ustach.
- Do Varmorel na wakacje.  Trochę wolnego od studiów musiałem wziąć.
Powiedział wesoło, bawiąc się paskiem swojej torby. Uniosłem lekko brwi w pytającym geście. Kolejny student? Czyli jednak trochę ich jest.  Nie mniej jednak zaciekawił mnie jeszcze bardziej, jednak to Harry wypowiedział pytanie, które właśnie chciałem zadać.
- Co studiujesz?
Teraz przeniosłem wzrok na loczka, który ułożył się tak, by móc spokojnie patrzeć i na mnie i na Zayna. Mulat natomiast zmarszczył zabawnie nos i odpowiedział.
- Stosunki międzynarodowe. A wy? Też na wakacje?
Uniósł zabawnie jedną brew ku górze.
- Tak, musimy wziąć wolne od... ostatnich kilku tygodni.
Powiedziałem wymijająco i uśmiechnąłem ciepło do Hazzy, który trochę zmarkotniał. Wiedziałem, że dalej nie uporał się do końca ze śmiercią matki i powrotem ojca. A mi ciężko było patrzeć na jego smutek. Westchnąłem cicho i spojrzałem ponownie na Malika. Po chwili pogrążyliśmy się w rozmowie na temat najnowszej płyty Coldplay.
- A co ty o tym sądzisz Harry? W końcu jesteś wielkim fanem teo zespołu.
Zapytałem zielonookiego, który teraz patrzył na nas nieco ogłupiały. Pewnie znów się zamyślił.
- Co? Aaa. Taa, jest spoko.
Mruknął pod nosem, a ja postanowiłem więcej nie drążyć tematu. Bo po co? I tak będzie się co chwilę zawieszał. Wróciłem do wymiany zdań z nowym kolegą, kiedy zatrzymaliśmy się w Varmorel. Wysiedliśmy na zatłoczony dworzec, dokładnie opatujając się szalikami i płaszczami, by nie zmarznąć.
- Do jakiego ośrodka jedziesz?
Zapytał po chwili Styles.
- "Neige et...." Cholera, nie wymówię tego.
Mruknął wkurzony.
- "Neige et soleil", chodź, pojedziemy jedną taksówką, taniej wyjdzie.
Powiedział pewnie młody. Mulat pokiwał tylko głową i ruszyliśmy do taksówki. Wrzuciliśmy do bagażnika torby i wsiedliśmy do auta. Harry od razu poszedł do przodu.
- Bonsoir. La station "neige et soleil," nous demandons.
Odezwał się do kierowcy nienagannym francuskim. Spojrzałem na niego ogromnymi oczyma. Skąd on do cholery zna francuski?! No nic, nie będę wnikał, nadaży się jeszcze okazja, by się dowiedzieć. Przysłuchiwałem się jeszcze chwilę rozmowie, jednak stwierdzając, iż i tak nic z tego nie rozumiem, przełączyłem tor myślenia na nieco inny. Właściwie ta droga miała jeden tytuł "Harry Styles". Sam nie wiedziałem, co się ze mną działo. Wszystko od pewnego czasu było... inne. Inaczej na niego patrzyłem, bardziej się nim opiekowałem, bałem o niego, liczyłem z każdym jego zdaniem... A przede wszystkim zacząłem się przy nim krępować i uważać na słowa. Tomlinson, wariujesz. Spojrzałem przelotnie na pogrążonego w konwersacji chłopaka i przymknąłem powieki, opierając się o chłodną szyję. Zgubiłem się już w swoich uczuciach i co dokładnie jest między nami.
- Jesteśmy!
Oznajmił radośnie.
- Merci, au revoir!
Pożegnał się, wręczając mężczyźnie za podróż, a Zayn oddał Harremu 1/3 ceny. Weszliśmy do przytulnej recepcji, gdzie było niezłe zamieszanie. Przy ladzie stała dwójka chłopaków na oko w naszym wieku i żywo o czymś dyskutowali. Widać jednak było, że recepcjonista kiepsko zna angielski.
- Pomóc wam?
Zapytał Harry i zaczął rozmowę ze starszym mężczyzną. Po chwili nieźle się wkurzył.
- Co za cioty. Popieprzyły im się rezerwacje i przydzielili nas wszystkich do jednego domku.
Omiótł spojrzeniem naszą czwórkę i skrzywił się lekko. Mi też nie było to na rękę. To miał być nasz urlop. Nasz. Harry i Louis. Nie Harry, Louis i trójka obcych gosci. Westchnąłem i potarłem twarz dłońmi.
- Ale jak to?
Zapytał blondyn z aparatem na zębach. Widać chyba nie skumał co do niego powiedział loczek.
- Normalnie. Nie wiesz, jak się jebie system?
Warknął Zayn, mocniej ściskając rączkę walizki.
- Słuchajcie, nie ma co tu stać. Powinniśmy iść do tego domku bo i tak nic tu dzisiaj nie wskóramy.
Powiedział rozsądnie chłopak z fryzurą na Biebera. Skinąłem lekko głową i niezadowolony ruszyłem do domku numer 114. Domek... jak domek w górach. Drewniana podłoga, skóry na ziemi, koce na kanapach, kominek, niewielka kuchnia i trzy sypialnie... Zaraz, trzy?! Otworzyłem pierwsze drzwi, w środku było łóżko dwuosobowe, w drugim tak samo a w trzecim jedynka. Spojrzałem na Harrego i od razu zarezerwowaliśmy jedną dwójkę. Co jak co, ale nie pozwolę spać mu z jednym z tych... kolesi.
- Ja biorę jedynkę!
Powiedzieli na raz pozostali. Spojrzałem na nich jak na kretynów.
- Ja mam jedynkę, byłem pierwszy!
Powiedział zdenerwowany Irlandczyk... a właściwie tak sądzę, że był to Irlandczyk, w każdym bądź razie mówił z takim akcentem.
- Mam pomysł, zagrajmy w kamień, papier, nożyce. Kto wygra, zajmuje jedynkę.
Powiedziała podróbka Biebsa i tak też zrobili. Po chwili zadowolony Zayn zamykał za sobą drzwi do jednoosobowej sypialni, a zrezygnowana para weszła do ostatniego pokoju. Również zamknąłem drzwi i spojrzałem na siedzącego na łóżku chłopaka. Uśmiechnąłem się lekko, chcąc pokazać mu, że może nie będzie tak źle, jednak jego mina nie wskazywała na ani odrobinę entuzjazmu. Usiadłem obok niego i pogładziłem po ramieniu.
- Ej, może będzie fajnie? No zobacz, poznamy kogoś nowego...
Chciałem go trochę przekonać do tego pomysłu, jednak nie wyglądał na osobę, która cieszy się, z dzielenia domku z trójką obcych mu gości. No cóż, faktycznie perspektywa nie była za fajna. Westchnąłem cicho i położyłem się na łóżku.
- Przebierz się chociaż.
Mruknął Harry i sam wyjął z walizki spodnie od dresu i rozciągniętą koszulkę. Pokiwałem głową i zrobiłem to samo. Wyjrzałem na korytarz.
- Nie dojdziemy do łazienki do rana.
Oznajmiłem, jednak Harry już leżał pod kołdrą i zasypiał. Zaśmiałem się tylko cicho i zamknąwszy drzwi na kluczyk przebrałem się w piżamę i również odpłynąłem w krainę snów, przytulając się odruchowo do pleców Harrego.  Obudziłem się o drugiej w nocy, przez burzę. Cholernie się bałem, dlatego jeszcze mocniej przylgnąłem do pleców Harrego, Ten jakby wyczuł że coś się dzieje otworzył zaspane powieki.
- Louis ? Co się dzieje?
Zapytał sennie i objął mnie ramieniem tak, że głowę miałem ułożoną na jego klatce piersiowej. Już miałem się odezwać, kiedy za oknem znów zagrzmiało.
- No już, nie bój się.
Wymruczał cicho i pocałował mnie we włosy. Gładząc po ramieniu pilnował, bym nie panikował, cały czas cichutko śpiewając jakąś spokojną piosenkę, obstawiam że jego kompozycji. W każdym bądź razie zadziałało. Nawet się nie spostrzegłem jak uspokojony jego melodyjnym głosem zasnąłem. Wkrótce i Harry zasnął spokojnie. Rano obudził mnie ruch pod głową. Otworzyłem leniwie oczy i spojrzałem na budzącego się Harrego. Ten też zerknął na mnie i uśmiechnął się delikatnie, a na widok jego uśmiechu oraz zapach jego ciała moje serce przyspieszyło, jakby goniło je stado dobernanów.
- Dzień dobry.
Odezwał się swoim jeszcze bardziej niż zazwyczaj zachrypniętym głosem, a mnie po plecach przeszły ciarki. Cholera, co jest ze mną?
- Dzień dobry.
Odpowiedziałem cicho i podniosłem się, wyplątując z jego objęć. Sam przed sobą musiałem przyznać, że zrobiłem to niechętnie, co mnie jeszcze bardziej zdziwiło. Teraz okazuje się, jak słabo znam własnego siebie. Usiadłem na łóżku, nadal przykryty kołdrą i spojrzałem na rozleniwionego Hazzę.
- No wstawaj, zanim nam łazienkę zajmą.
Zaśmiałem się. Widząc jego błysk w zielonych tęczówkach na chwilkę wstrzymałem oddech.
- Nam?
Zapytał cicho, a ja parsknąłem śmiechem. Boże, to dziecko doprowadzi mnie kiedyś do zatrzymania akcji serca, nawet jeśli nie zrobi tego świadomie.
- Wiesz o co mi chodzi, zboczeńcu jeden. No już , won pod prysznic.
Wygnałem go z pokoju i rozbawiony przygotowałem sobie ubrania na dzisiaj. Wyjąłem z tobry turkusowe spodnie, białą koszulkę i beżowe szelki, po czym zaraz po Harrym zająłem łazienkę. Wziąłem gorący prysznic, umyłem zęby, przeczesałem palcami włosy i gotowy opuściłem pomieszczenie, wpadając na... Cholera, nawet nie wiem, jak ma na imię. Nie ważne.
- Sorry.
Mruknąłem do ciemnego blondyna, którego jeszcze wczoraj miałem za marną kopię Justina. Dzisiaj jednak jego włosy zaczęły się skręcać i przypominać nieco fryzurę Harrego.
- Spoko.
Odprał nieco zaspany i wszedł do łazienki. Po chwili byłem już w naszym pokoju. Odłożyłem piżamę na łóżko i rozejrzałem się dookoła. Nigdzie nie mogłem dojrzeć Harrego, więc zszedłem na dół do kuchni. Już na schodach uderzył we mnie cudowny zapach jajecznicy, którą potrafi zrobić tylko Harry. I faktycznie, chodząc po pomieszczeniu w samych bokserkach kursował między lodówką a patelnią na gazie. Chwilę stałem w miejscu i uśmiechałem się pod nosem, a mój wzrok Spoczął na zgrabnym tyłku chłopaka, okrytym jedynie w opinający, biały materiał, co jeszcze bardziej działało na wyobraźnię. Kurwa, Louis. Przegiąłeś!
- Hej Hazza!
Uśmiechnąłem się ciepło do chłopaka i pocałowałem go jak zawsze na powitanie w policzek. Odwrócił się zaskoczony i po chwili uśmiechnął szeroko, a jego oczy zabłyszczały tym radosnym blaskiem.
- Cześć Louis! Siadaj, zaraz będzie śniadanie.
Powiedział wesoło i robiąc głośniej radio dokończyl smażenie jajek i robienie kanapek.
- Możesz nakryć do stołu?
Poprosił a ja potulnie pokiwałem głową. Podniosłem się z drewnianego krzesła i wyjąłem talerze oraz sztućce. Ułożyłem ich pięć na okrągłym stole i spojrzałem na Zayna, który właśnie wchodził do domku, niosąc na rękach kłody drewna do kominka. Rozpalił go sprawnie i pocierając dłonią jedną o drugą wszedl do kuchni.
- Co tak smacznie pachnie?
Zapytał, zerkając Harremu przez ramię.
- Śniadanie, zaraz będzie gotowe. Zawołasz resztę?
Poprosił, zerkając na mulata a ten pobiegł po schodach na górę. Wrócił już z pozostałą dwójką na dłół w momencie, kiedy Harry stawiał wszystko na stół. Podniosłem wzrok na nich i uśmiechnąłem się.
- Nie mieliśmy nawet okazji się przedstawić.
Wstałem z krzesełka i stanąłem naprzeciw dwójki blondwłosych chłopaków.
- Jestem Louis Tomlinson.
Przedstawiłem się, wyciągając do nich rękę.
- Harry Styles!
Pokiwał loczek za moimi plecami, gdyż jeszcze nie skończył stawiać jedzenia na stole.
- Zayn Malik.
Podał im rękę mulat.
- Miło nam. Jestem Liam Payne.
Odpowiedział ten wyższy, co wczoraj zachowywał się najrozsądniej.
- A ja Niall Horan, ale wolę Nialler.
Odparł Irlandczyk i uśmiechnął się na widok dużej ilości jedzenia na stole. Wszyscy zasiedliśmy do stołu.


Usiadłem z wszystkimi do stołu. Uśmiechnąłem się lekko i nim zaczęliśmy jeść odezwałem się.
- Pomyślałem, że skoro i tak musimy razem mieszkać, to może chociaż śniadanie zjemy wspólnie i trochę się poznamy.
Zaproponowałem, a ci z ochotą pokiwali głowami. Cóż, może Louis miał rację i ten wyjazd nie będzie totalną klapą? Uśmiechnąłem się i nałożyłem sobie trochę jajecznicy. Nie byłem szczególnie głodny, podjadłem przy przygotowywaniu. Zerknąłem na każdego z osobna, próbując wyłapać, czy im smakuje.
- Mmmm.... Chłopie, gotuj mi codziennie!
Powiedział Niall, wpychając sobie do ust dużą ilość smażonych jajek z pomidorem i cebulką. Zaśmiałem się lekko.
- Wybacz, już jednego mam, co mu gotować muszę.
Zaśmiałem się i szturchnąłem Louego łokciem w bok, na co tylko uśmiechnął się rozbawiony. Po chwili padło pytanie, które kompletnie zbiło mnie z pantałyku.
- Wy coś... no wiesz, ten teges?
Zapytał Liam, a ja zakrztusiłem się przezuwaną porcją śniadania. Lou siedzący obok zrobił dziwną minę i klepnął mnie z całej siły między łopatki, bym mógł złapać oddech.
- Dzięki.
Wykrztusiłem i podniosłem wzrok na Li. Cały czas w nas się wpatrywał.
- Nie, my nic ten teges. A skąd te przypuszczenia?
Zapytał Tomlinson, marszcząc zabawnie nosek.
- Widziałem, jak go pocałowałeś w policzek rano, wczoraj od razu zajęliście dwójkę i jak chciałem powiedzieć 'dobranoc' to mieliście zamknięte na kluczyk.
Wyjaśnił ciemny blondyn wzruszając ramionami. Zaśmiałem się lekko.
- Nieee. Zawsze dajemy sobie buziaka w policzek na przywitanie, już tak mamy. A dwójka... wiesz, mieszkamy razem od jakiegoś czasu i przywykliśmy do spania w jednym łóżku, jakkolwiek to brzmi. Jeśli chodzi o kluczyk, to nawyk.
Powiedziałem spokojnie i skończyłem jeść. Payne tylko pokiwał ze zrozumieniem głową, jednak co jakiś czas zerkał na nas badawczo. Gdy wszyscy skończyli Horan posprzątał ze stołu a ja podeszłem do okna.
- Strasznie sypie, nie ma co wychodzić.
Oznajmiłem chłopakom i usiadłem na kanapie, przykrywając się kocem. Po chwili dołączyła do mnie reszta. Pokiwali głowami na znak zgody i rozsiedli się po całym saloniku, byleby tylko ciepło od kominka trochę ich ogrzało.
- Zagrajmy w butelkę!
Powiedział po chwili Zayn. Spojrzałem na niego zaskoczony.
- No co? Poznamy się lepiej, a na pewno będzie zabawnie.
Oznajmił, a reszta przyjęła ten pomysł z aprobatą. Niechętnie ale i ja się zgodziłem, a Nialler wyleciał do kuchni, po chwili wracając z paczką chipsów i butelką po coli. Pokręciłem z rozbawieniem głową, po czym usiedliśmy w kółku.
- Malik, ty proponowałeś, to kręć pierwszy.
Powiedział Liam, a mulat wziął plastik w dłoń i zakręcił nim. Wypadło na Nialla. Uśmiechnął się pod nosem i zadał pierwsze lepsze pytanie, aby poznać lepiej tego słodkiego blondynka, jakim zdawał się być.
- Jesteś Irlandczykiem?
Horan pokiwał entuzjastycznie głową na znak, że jest i wziął butelkę, kręcąc nią. Zatrzymała się na mnie. Uniosłem pytająco brwi, patrząc na niego wyczekująco.
- Kto nauczył Cię gotować?
Zaśmiałem się wesoło i odpowiedziałem od razu.
- Mama Louisa.
Znowu poczułem na sobie badawczy wzrok Liama. Aby uniknąć go skupiłem się na butelce, która właśnie kręciła się pośrodku. Zatrzymała się na Lou.
- No nie no... Ja już wszystko o tobie wiem więc... Jak się spało?
Aby zrobić na złość Payne'owi poruszyłem zabawnie brwiami. Tommo szybko podchwycił temat i położył mi dłoń na kolanie. Nie powiem, spodobało mi się.
- Cudownie.
Powiedział, zagryzając lekko wargę na co tylko uśmiechnąłem się rozbawiony. Morskooki zakręcił i wypadło na Liama. Jego pytanie jeszcze bardziej mnie zbiło z tropu.
- Masz coś przeciwko homoseksualistom?
Kręcony blondyn chyba też był nieco zbity z tropu bo chwilę patrzył na niego zaskoczony. Kalkulował w myślach każde słowo pytania Tomlinsona, starając się zrozumieć, o co tak na prawdę mu chodzi. Sam byłem zaskoczony. Czy Lou coś przede mną ukrywa? Spojrzałem na jego twarz, widać było, że to pytanie jest dla niego ważne. Dziwne, mnie nigdy o to nie zapytał.
- Nie, mój przyjaciel jest gejem i nic do tego nie mam.
Powiedział po chwili i zakręcił butelką. Padło na mnie.
- Dlaczego mieszkasz z Lou?
Spojrzałem na niego. No cóż, nie mogłem skłamać. Nie chciałem skłamać. Ale też nie chciałem, by znali prawdziwy powód. Nie chciałem, żeby wiedzieli, że mama nie żyje. Padłoby pytanie o tatę, a o nim tym bardziej nie chcę rozmawiać.
- Wezmę zadanie karne.
Mruknąłem cicho, przenosząc wzrok na swoje dłonie, a Lou wyszuwając, dlaczego tak zrobiłem położył mi dłoń na ramieniu i pogładził je lekko.
- Dobra, zaśpiewaj coś.
Mruknął Payne a ja przygryzłem wargę.
- Nie chcecie tego słuchać, serio.
Już chciałem się wymigać, kiedy Lou wpadł mi w słowo.
- To co ostatnio napisałeś.
Poprosił z uśmiechem. Cholera, wiedział, że mu nie odmówię.
- Nie mam gitary.
Spróbowałem jakoś logicznie zaprotestować, ale na próżno.
- Ja mam! Już Ci niosę!
Poderwał się jedzący chipsy Nialler i pognał do sypialni. Po chwili wrócił z czarno-fioletowym futerałem, z którego wyjął zadbaną gitarę akustyczkną. Wziąłem ją od niego i sprawdziłem. Po chwili zacząłem cicho grać i śpiewać tą samą piosenkę co ostatnio. Zamknąłem oczy by wczuć się w melodię, a po chwili usłyszałem, jak niepewnie dołączył do mnie Louis. Nie wiedziałem, że tak dobrze śpiewa, ale nasze głosy idealnie się ze sobą komponowały.
- Before you leave me todaaaay, yeaah.
Skończyliśmy, zerkając na siebie, a pozostała trójka zaczęła bić nam brawo.
- Jesteście niesamowici!
Podekscytował się Zayn.
- Gadasz.
Mruknąłem cicho i oddałem gitarę Niallowi. Graliśmy jeszcze godzinę, dopóki nie przestało tak wypać.
- Chodźmy zrobić bałwana!
Powiedział wesoło Liam. Podniosłem się więc i oznajmiłem cicho.
- To ja pójdę się ubrać.
Już chciałem ruszyć w stronę drzwi, kiedy usłyszałem głos Zayna.
- Ja pierdole, co ci się stało?
Wbił wzrok w bliznę na mojej piersi. Pokręciłem lekko głową.
- Długo by tłumaczyć.
Odparłem wymijająco i wszedłem po schodach na górę. Ubrałem się ciepło i dołączyłem do grupy czekającej przed domkiem.
- Sorry, nie chcialem być nachalny.
Szepnął mi na ucho Zayn, otulając oddechem płatek ucha. Uśmiechnąłem się tylko delikatnie i pokiwałem głową na znak, że nie mam mu tego za złe. Chwilę później poczułem na sobie przeszywający wzrok Louisa. Przeniosłem spojrzenie na niego, zabijał właśnie wzrokiem odwróconego tyłem Malika. Zaśmiałem się pod nosem i podszedłem bliżej.
- Loueh, czemu patrzysz się na Zayna jak bazyliszek na Pottera?
Zapytałem go na ucho. Odwrócił głowę w moją stroną tak, że byliśmy niebezpiecznie blisko siebie, a mi serce waliło jak oszalałe. Czułem jego gorący oddech na twarzy i przysięgam, jeszcze dwa milimetry bliżej a nie opanowałbym się i go pocałował. Harry, ogarnij się.
- Wcale się nie patrzę jak bazyliszek.
Powiedział cicho i przejechał koniuszkiem języka po dolnej wardze, co doprowadziło mnie niemal do czerwoności.
- Ej, nie całujcie się tam tylko nam pomóżcie!
Zawołał Horan a ja odskoczyłem od Lou.
- Nie całujemy się.
Warknąłem na blondyna i zabrałem się za lepienie kolejnej kuli na bałwana. Po kilkunastu minutach śnieżny mężczyzna z marchewkowym nosem stał przed naszym domkiem, a my w najlepsze rzucaliśmy w siebie śnieżkami. Efekt końcowy? Manfred, bo tak ochrzcił naszego nowego 'kolegę' Zayn, został bez nosa a my cali mokrzy siedzieliśmy w domku. Louis zrobił każdemu gorącej herbaty z miodem i cytryną, po czym cisnąć się pod kocami przy kominku staraliśmy się ogrzać. Automatycznie położyłem głowę na ramieniu Lou. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się delikatnie, obejmujac ramieniem tak, że teraz było mi na prawdę gorąco. Nie dlatego, że siedziałem w grubym swetrze pod kocem zaraz przy kominku, z którego buchał ogień. Było mi gorąco, bo on był obok i mogłem czuć jego ciepło i zapach. Cholera, zaczyna myśleć o nim w tych kategoriach. A nie jestem gejem! Bo nie jestem... prawda?

_______________________________________
Zdecydowanie najdłuższy rozdział jaki kiedykolwiek napisałam. Mam nadzieję, że wam sie spodoba. Pozdrawiam!

ROZDZIAŁ 04: Trzymając moje serce.


Spojrzałem na chłopaka spod przymrużonych powiek. Siedzieliśmy razem właśnie w pociągu zmierzającym do
Valmorel. Nie było za wiele podróżnych, więc spokojnie mieliśmy cały przedział dla siebie. Oparłem głowę wygodniej o miękki zagłówek i znów wbiłem spojrzenie w Louisa. Spał, z lekko rozchylonymi ustami. Uważniej mu się przyjrzałem. Włosy w totalnym nieładzie, za pewne przez czapkę, którą miał na sobie w drodze na dworzec, urocze wypieki na policzkach, malinowe, rozchylone usta, wachlarz rzęs opadający na jasną skórę... Nawet nie zauważyłem, kiedy lekko zagryzłem wargę. Sam przed sobą musiałem przyznać, że jest cholernie przystojny. Pokręciłem z niedowierzaniem głową. Nie, nie pomyślałem o tym. Szybko przeniosłem zielone oczka z przyjaciela na mijające za oknem krajobrazy, mimowolnie przypominając sobie zdarzenia z ostatnich dni. Szczególnie spotkanie z ojcem.



- Jesteś gotowy? 
Do pokoju wparował młody mężczyzna, mierząc wzrokiem współlokatora. Widząc, że ten dalej ma na sobie tylko białe bokserki westchnął.
- Harry, wiem, że bardzo nie chcesz iść. 
Szepnął, podchodząc bliżej postaci stojącej niedaleko. Mocno przytulił kolegę do siebie i pogłaskał po nagich plecach.
- Chodź, wybiorę ci coś do ubrania i pojedziemy. Dwie godziny i będzie z głowy.
Starał się go jakoś pocieszyć, jednak nie wiedział za bardzo jak ma to zrobić. W końcu podeszli do szafy i wyciągnęli z niej beżowe spodnie, białą koszulkę i bordowy sweter. Harry ślamazarnie ubrał na siebie wybrane ciuchy, po czym szczelnie opatulił kremowym szalikiem. Do tego siwy płaszcz, ciepłe buty i już stał gotowy do wyjścia. Nie był jednak przekonany co do spotkania z rodzicem. Bał się? Mąło powiedziane, był przerażony. Lou by dodać mu chociaż trochę odwagi ujął jego dłoń w swoją i pociągnął w stronę samochodu. Wsiedli do niego i już po chwili mknęli opustoszałymi ulicami, kierując się do jednej z kawiarni na obrzeżach stolicy. Na miejscu byli punktualnie. Już przez okno dostrzegli zgarbionego mężczyznę, wpatrującego się tępo w szklankę wody przed sobą. Tomlinson żwawo ruszył do przodu, jednak gdy zorientował się, że jego towarzysza nie ma obok zmarszczył lekko nos. Odwrócił się w stronę auta , gdzie jak sparaliżowany stał loczek i wpatrywał się w mężczyznę
.- Harry...
Powiedział ciepło Louis, na co zawołany od razu oprzytomniał. Powoli podszedł do przyjaciela i kurczowo trzymając jego dłoń weszli do środka. Nie było za wiele ludzi, ale może to i lepiej, nikt nie podsłucha tego, o czym będą rozmawiać.

Wciąż czułem jego palący dotyk na swojej skórze. Wciąż widziałem ten pokrzepiający uśmiech, który mówił, że jednak wszystko będzie dobrze. Teraz w to nie wątpiłem. Miałem jego - miałem wszystko. Stop, to zła myśl. Ale... prawdziwa. Cholera, Styles, weź ogarnij swoje zryte myśli, bo zaczynasz zachowywać się jak napalona nastolatka. Westchnąłem pod nosem i znów spojrzałem na Louisa. Nadal spał wtulony w mój szalik, który mi tylko zawadzał w ogrzewanym pociągu. Uśmiechnąłem się pod nosem, aż nagle ni stąd ni zowąd przypomniało mi się, jak wyszukiwaliśmy nasze wakacje.




- Oddaj mi tego laptopa!
Krzyczał chłopak w spodniach w kratkę, biegając za roześmianym nastolatkiem po całym pokoju.
- Nie !
Odkrzyknął mu i runął jak długi na kanapę, ciągnąc za sobą oczywiście przyjaciela, gdyż ten nie zdążył wyhamować i wylądował na lokatym.
- I co teraz?
Zapytał zadziornie, pozwalając koledze przekręcić się na plecy i zajmując miejsce na jego biodrach, przygwoździł jego dłonie do mebla.
- A co ma być ? Złaź ze mnie!
Powiedział nieco zażenowany chłopak. Wstydził się? Cholernie. Ale kogo? Swojego najlepszego kumpla? Tego, który widział go już nawet w wydaniu prysznicowym? Chore.
- Nie !
Tomlinson pokazał mu język, mocniej zaciskając palce na nadgarstkach Harrego.
- LouLou... Nie ważysz pięć kilo, zejdź.
Powiedział stanowczo, patrząc w niebiesko-zielone oczy przyjaciela. Widząc te iskierki w jego tęczówkach odruchowo uśmiechnął się lekko. Niestety chłopak spełnił jego prośbę i puściwszy nadgarstki ofiary posłusznie ześlizgnął się z jego ciała, łapiąc za komputer. Teraz spokojnie już usiedli na kanapie i zaczęli przeglądać oferty wakacji zimowych w Europie.
- Zawsze chciałem pojechać do Francji.
Oznajmił po chwili milczenia młodszy. Tommo od razu wrzucił w Google hasło 'ferie zimowe Francja' i zaczęli przeglądać poszczególne oferty, aż znaleźli tą. Od razu zarezerwowali domek i zadowoleni z siebie zamknęli komputer, by wspólnie obejrzeć jakąś tandetną komedię.

- Nad czym myślisz ?
Z zadumy wyrwał mnie jego zaspany głos. Odwróciłem wzrok z szyby na niego. Uśmiechnąłem lekko i jak gdyby nigdy nic powiedziałem:
- O niczym szczególnym.
Kłamstwo, Styles. Znowu kłamiesz! Skarciłem się w myślach i znów spojrzałem za okno. Był zbyt seksowny kiedy się dobudzał. Cholera, znowu o nim myślę. Potrząsnąłem lekko głową pod pretekstem poprawienia loczków na głowie i przymknąłem powieki.
- Jeszcze trzy godziny.
Mruknął Tomlinson, patrząc na zegarek, jaki widniał na jego nadgarstku. Pokiwałem lekko głową i przymknąłem powieki, z zamiarem zdrzemnięcia się chociaż chwilkę.


Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem pod nosem. Wyglądał na prawdę uroczo, kiedy spał. Policzki miał lekko zarumienione, oddech zostawał mgiełką na szybie a loczki opadły na czoło, częściowo zasłaniając mi widok na przykryte pod wachlarzem rzęs oczy chłopaka. Był po prostu.... uroczy. Nie mogłem wymyślić innego, pasującego do tej sytuacji słowa. Louis, nie możesz myśleć o nim w tych kategoriach. Skarciłem się w myślach i wbiłem wzrok na mijane za oknem pogrążone w totalnej ciemności miejsca. Westchnąłem cicho i przeniosłem ponownie swój wzrok na Harrego. Był taki niewinny i spokojny. Zamrugałem kilka razy i wyjąłem z torby którą miałem obok siebie książkę. Po chwili starałem się skupić wzrok na wypisanych zdaniach, jednak czytając po raz piąty to samo i tak samo nic z niego nie rozumiejąc zamknąłem ją i odłożyłem na bok.
- Co ty ze mną robisz co?
Szepnąłem cicho w jego stronę świadomy, że nie może mnie usłyszeć. Mimo wszystko słodko wyglądał pogrążony we śnie. Nagle poruszył się niespokojnie, wtulił mocniej w rękę pod głową i wymruczał cicho :
- Loueh ....
Ja? Czy on... śnił o mnie ? Uśmiechnąłem się mimowolnie i patrzyłem na jego spokojną twarz, wyrażającą szczęście. Widać, musiał być to miły sen. Nie powiem, ucieszyło mnie to. Przeczesałem palcami orzechowe włosy i znów zatopiłem w myślach. Zastanawiałem się, jak moje życie wyglądałoby bez tego chłopca w czekoladowych lokach i zielonych oczach. Byłoby takie samo? Czy gdybym go nie spotkał, siedziałbym teraz w pociągu we Francji, czy raczej przed kominkiem w domu i pisał kolejną pracę na studia? Czy w ogóle poszedłbym na studia? Przecież to dzięki niemu się na nie zapisałem...




Koniec roku szkolnego. Młody Tomlinson właśnie zakończył okres przymusowej nauki i teraz stał się wolnym, dorosłym obywatelem Wielkiej Brytanii.
- Loueh ... Zapytał jego najlepszy przyjaciel, gdy leżeli na łące i cieszyli się pierwszym dniem upragnionej wolności.
- Tak, Harry?
Zapytał chłopak, patrząc na niego pytająco i podpierając się na łokciu, by lepiej widzieć rozleniwioną twarz nastolatka.
- Na jakie studia idziesz?
Zapytał po chwili, nadal nie otwierając oczu i rozkoszując się ciepłymi promieniami słońca na skórze.
- Nie chcę iść na studia.
Oznajmił starszy, kładąc się ponownie na soczystej trawie. Styles poderwał się z ziemi, usiadł wyprostowany jak struna i spojrzał nieprzeniknionym wzrokiem na zaskoczonego kolegę.
- Jak to "nie chcę iść na studia"? A praca? Później rodzina? Masz zamiar spać pod mostem, u mnie czy być wciąż na utrzymaniu mamy?
Potok słów wypłynął z jego pełnych ust, nie spuszczając wzroku z zamyślonego przyjaciela. Wiedział, że ten ma rację i musi zrobić coś ze swoim życiem. Wrócili więc do domu Louisa, zamknęli się w pokoju i uważnie przejrzeli propozycję wszystkich uczelni, w końcu wybierając Uniwersytet Wetz* i wydział psychologii.

Nagle drzwi przedziału otworzyły się, co wyrwało mnie z chwilowego otępienia. Spojrzałem w tamtym kierunku, gdzie stał chłopak mniej więcej w moim wieku, o ciemnej karnacji i czekoladowych oczach.
- Wolne?
Wskazał na miejsca obok nas.
- Tak, siadaj.
Mruknąłem, a mulat usiadł obok drzemiącego Harrego i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
- Jestem Zayn.
Podał mi rękę, którą od razu krótko uścisnąłem.
- Louis. A ten co tam śpi to Harry.
Powiedziałem, a na dźwięk swojego imienia loczek zaczął się wybudzać. Otworzył leniwie oczka i zamrugał kilka razy, na co uśmiechnąłem się ciepło, tak sam z siebie.
- Coś chciałeś?
Wymruczał po chwili zachrypniętym głosem. Odchrząknął i spojrzał zaskoczony na towarzysza.
- Tak, to jest Zayn.
Powiedziałem nieco rozbawiony, a Styles tylko uścisnął wyciągniętą w jego stronę dłoń chłopaka.



Dla ciebie przeszedłbym tysiące mil
by być w twoich ramionach,
trzymając moje serce. 

___________________________________________
* - Nie ma czegoś takiego, wymysł mojej wyobraźni.

Pojawił się rozdział czwarty. Wiem, że nie jest jakoś powalający , ale cóż... Ciężko mi szło napisanie go. W następnym zacznie już się coś dziać. A niedługo pojawi się PRAWDZIWY Larry :)
Miłego czytania!