Omiotłem spojrzeniem pokój. Harry leżał na Louisie z delikatnym uśmiechem i chyba spał. Lou wpatrywał się w ogień zamyślonym wzrokiem, Niall cicho grał na gitarze a Liam czytał książkę, co jakiś czas zerkając na Tomlinsona i Styles'a. Uśmiechnąłem się lekko. Tą dwójkę ewidentnie do siebie ciągnęło i prędzej czy później coś z tego wyjdzie. Byłem pewny. Zerknąłem na zegarek i uśmiechnąłem się.
- Idę zrobić obiad.
Oznajmiłem wszystkim, po czym poprawiając sweter, zniknąłem w kuchni. Zajrzałem szybko do szafek i lodówki, po czym wyjąłem makaron i trochę warzyw. Wszystko przygotowałem tak jak uczyła mnie kiedyś mama i po pół godziny na stole stała wielka miska makaronu z sosem słodko-kwaśnym i warzywami przepisu państwa Malik.
- Gotowe!
Krzyknąłem z kuchni, a po chwili przy stole pojawiła się trójka chłopaków. Harry chyba dopiero się obudził, bo nie ogarniał co się dzieje, Niall patrzył cielęcym wzrokiem na miskę jedzenia a Liam uśmiechał się lekko.
- Gdzie Louis?
Zapytałem po chwili marszcząc lekko nos i rozglądając się dookoła, czy aby gdzieś się nie schował.
- Już jestem, dokładałem drewna do ognia.
Powiedział Lou i usiadł obok Harrego, zerkając na miskę.
- Mmm... Pachnie pysznie.
Zauważył, a ja podałem każdemu talerz, sztućce i sam zająłem miejsce naprzeciw Liama. Nałożyłem sobie trochę obiadu i zacząłem jeść. Nie uszło mojej uwadze to, że Nialler nałożył sobie najwięcej. Byłem wręcz przekonany, że tego nie zje. Kończąc posiłek omiotłem spojrzeniem każdego z osobna, a moją uwagę skupił na sobie Harry. Mieszał widelcem w makaronie, którego prawie w ogóle nie tknął i był nieco blady.
- Harry, co jest? Nie smakuje Ci?
Zapytałem troskliwie, patrząc na lokatego. Nie wiem dlaczego, ale go polubiłem i zaczynałem martwić. Podniósł głowę, którą opierał na ręce i spojrzał na mnie.
- Co? Jest pyszne, ale nie jestem głodny. Przepraszam.
Pociągnął nosem i wstał od stołu, po czym pokierował do swojej sypialni. Odprowadziłem go do schodów troskliwym wzrokiem, jednak odwróciłem głowę, gdy poczułem na sobie palące spojrzenie Louisa. Zerknąłem na niego. Wyglądał, jakby zaraz miał mnie zamordować. Nie kumając o co mu chodzi wzruszyłem lekko ramionami.
- Czyli on nie zje tego?
Upewnił się Horan. Gdy tylko Liam potwierdził myśli blondyna, ten szybko wziął talerz Styles'a i pochłonął jego zawartość. Gdzie on to do cholery mieści?! Pokręciłem z niedowierzaniem głową i wstawiłem talerz po sobie do zlewu, po czym ruszyłem po schodach na górę. Chciałem po prostu porozmawiać z Harrym. Zapukałem cicho do drzwi, czekając na pozwolenie.
- Louis idź stąd...
Powiedział głos po drugiej stronie. Nacisnąłem na klamkę i wetknąłem głowę do środka.
- To ja. Mogę wejść?
Zapytałem, patrząc na niego zmartwiony. Nie wyglądał najlepiej. Oczy miał podkrążone i był dość blady. Niepewnie skinął głową, mocniej okrywając się kołdrą.
- Zimno Ci?
Zadałem kolejne pytanie, przekraczając próg i zamykając za sobą drzwi. Widząc jak tylko skinął głową, skierowałem się do przenośnego grzejnika i włączyłem go, ustawiając na maksa, a po chwili po pokoju zaczęło roznosić się ciepłe powietrze. Usiadłem na skraju łóżka i odgarnąłem z twarzy kolegi jednego loczka.
- Jak się czujesz?
Zapytałem troskliwie. Ponownie przyjrzałem mu się i od razu stwierdziłem, że powinien napić się gorącej herbaty z miodem i cytryną. Nie zdążyłem jednak tego zaproponować, kiedy do pokoju wpadł jak burza Louis. Już chciał coś mówić, kiedy spojrzał na mnie. Jego wzrok od razu zrobił się zimny.
- Co ty tu robisz?
Wysyczał, a mnie przeszedł dreszcz. Jego ton był wręcz lodowaty.
- Przyszedłem porozmawiać z Harrym.
Odpowiedziałem ze stoickim spokojem, nie spuszczając wzroku z jego zielono-niebieskich oczu. Prychnął pod nosem i zrobił dwa kroki do przodu, zmniejszając odległość między nami.
- To porozmawiałeś, a teraz możesz wyjść.
Westchnąłem cicho i spojrzałem na zdenerwowanego loczka, który wpatrywał się z rządzą mordu w oczach w przyjaciela. Poklepałem go lekko po nodze.
- Przyniosę Ci coś na przeziębienie. I tak idę po zakupy.
Potargałem go po włosach i odprowadzony zabójczym wzrokiem Louisa zbiegłem po schodach na dół.
- Idę na miasto, chce ktoś coś?
Zapytałem, obwiązując szalik dookoła szyi i patrząc na Nialla i Liama, rozmawiająch na kanapie z kubkami parującej herbaty. Kiedy tylko usłyszeli mój głos odwrócili się.
- Czekoladę i jakieś żelki.
Powiedział wesoło Niall i podał mi banknot, który od razu włożyłem do kieszeni.
- A mi możesz wziąć pluszki solone.
Dodał Li, również podając mi pieniądze. Skinąłem lekko głową i już zmierzałem do drzwi, kiedy przypomniałem sobie o Harrym.
- Mogę was prosić, żebyście zrobili Harremu herbatę z miodem i cytryną? Chyba zaziębił się jak lepilliśmy bałwana.
Powiedziałem i widząc jak Liam wstaje z zamiarem przygotowania napoju, opuściłem domek. Było już dość ciemno i do tego bardzo zimno, więc wbiłem dłonie mocniej w kieszenie płaszcza i żwawym krokiem ruszyłem w stronę rynku miasteczka. Wpierw wszedłem do sklepu by zrobić wszystkie potrzebne zakupy, a także to, o co prosili mnie chłopacy. Dodatkowo wrzciłem do wózka kilka paczek chipsów, jakiś popcorn i fantę. Udałem się do kasy, zapłaciłem za produkty i z dużą siatką zakupów ruszyłem w stronę apteki. Wszedłem do pomalowanego na biało pomieszczenia i stwierdziłem, że ta tutaj nie wiele różni się od mojej apteki w Londynie, czy tej, do której chodziłem w dzieciństwie w Bradford. Podszedłem do lady i upewniwszy się, że sprzedawczyni rozumie angielski kupiłem jakieś leki na gorączkę, ból gardła i przeziębienie, by postawić Styles'a na nogi. W końcu nie może całego wyjazdu przeleżeć w łóżku, co nie? Z dwoma siatkami teraz opuściłem aptekę i stanąłem na zasypanym śniegiem chodniku. Zanim doszedłbym do domku, nie zobaczyłbym czubka własnego nosa, więc rozejrzałem się dookoła, natrafiając wzrokiem na uroczą kawiarenkę Mistletoe. Od razu ruszyłem w tamtym kierunku i pchnąłem oszklone drzwi. Do moich nozdrzy od razu uderzył zapach ciast, kawy i przyjemne ciepło. Ludzi nie było za wiele, ale też nie było pusto. Zająłem stolik przy oknie i postawiłem na podłodze reklamówki, przeglądając leżącą na stoliku kartę. Po chwili koło mojego boku stanęła szczupła, wyższa blondynka z uśmiechem na twarzy. Spojrzała na mnie błękitnymi oczyma, w których tańczyły iskierki radości i powiedziała wesoło.
- Bonsoir. Que voulez-vous?*
Spojrzałem na nią wielkimi oczami w nadziei, że dziewczyna jednak zna angielski. Widząc moją minę uśmiechnęła się przepraszająco i płynnie przeszła na mój ojczysty język. Odetchnąłem z ulgą.
- Poproszę czarną kawę i Raffaello.
Zamówiłem szybko i uśmiechnąłem do niej delikatnie. Odwzajemniła gest i ruszyła w stronę lady, by przyżądzić moje zamówienie. Cały czas śledziłem ją wzrokiem, była na prawdę śliczna. Po chwili, kiedy stawiała na tackę talerzyk z ciastkiem podszedł do niej wysoki szatyn i objął w pasie, całując przelotnie w policzek. Odwróciłem wzrok, wbijając go w wirujące za szybą płatki śniegu, kiedy ta sama blondynka postawiła na stoliku moje zamówienie. Mimowolnie spojrzałem na nią i ponownie się uśmiechnąłem.
- Dziękuję.
Mruknąłem. Ta tylko skinęła głową z radosnym uśmiechem i życzącz mi smacznego udała się za ladę. Znów złapałem się na tym, że spoglądam w jej stronę, więc wbijając wzrok w stolik upiłem łyk kawy, parząc sobie przy tym język. Myślami wróciłem do dziwnego zachowania Louisa sprzed ponad godziny. Zachowywał się, jakbym conajmniej przelizał się z loczkiem. Na samą myśl o tym wzdrygnąłem się i potrząsnąłem lekko głową. Chyba będzie trzeba sobie coś z nim wyjaśnić, nie może mi przecież zabronić rozmowy z Harrym sam na sam. Przecież to niedorzeczne. Włożyłem do ust kawałek ulubionego, kokosowo-migdałowego ciastka i westchnąłem cichutko. Miałem cichą nadzieję, że oboje w końcu odnajdą się w tym co jest między nimi i przede wszystkim przestaną być o siebie tak chorobliwie i bezpodstawnie zazdrośni. Szczególnie miałem na myśli pana w koszulce w paski. Nawet nie zauważyłem, kiedy skończyłem swój późny deser, a na dworze przestało tak sypać. Wstałem i podszedłem do lady, za którą krzątała się ta urocza kelnerka. Zerknąłem na plakietkę z jej imieniem. "Amelie" powtórzyłem w myślach i znów posłałem jej uroczy uśmiech.
- Ile płacę?
Zapytałem, płacąc odpowiednią kwotę i zostawiając jej napiwek. Wziąłem swoje siatki i wtulając twarz w szalik ruszyłem w stronę ośrodka. Po pół godzinnym spacerku byłem już z powrotem w domku. Zostawiłem zakupy w kuchni i ruszyłem do pokoju Harrego. Na szczęście Louis właśnie wszedł do łazienki i słysząc, że puszcza wodę pod prysznicem wywnioskowałem, że mam chwilę na rozmowę z najmłodszym. Zapukałem cicho i wszedłem do środka. Widząc stan loczka przestraszyłem się nieco.
- Hej, Harry. Co się dzieje?
Usiadłem na brzegu łóżka i spojrzałem na jego czerwone, podpuchnięte oczka. Wyglądał jak siedem nieszczęść. Pokręcił tylko głową wstrzymując oddech, by się nieco uspokoić.
- Przyniosłem ci lekarstwa, żebyś nie musiał przesiedzieć tu całego wolnego czasu.
Uśmiechnąłem się do niego delikatnie i pogłaskałem po głowie. Widząc, że coś go męczy usiadłem naprzeciw niego i spojrzałem uważnie.
- Harry, widzę, że coś się dzieje. Możesz mi powiedzieć, zaufaj mi.
Szepnąłem, nie spuszczając wzroku z jego twarzy. Widziałem, że bije się z myślami, że nie jest do końca przekonany. Potrząsnął głową i wbił wzrok w swoje dłonie, które od razu ująłem.
- Harreh...
Zmiękczyłem jego imię i uśmiechnąłem ciepło. Podziałało.
- Pokłóciłem sie z Louisem. Zachował się fatalnie, nie miał prawa Cię wyrzucać. Kiedy wyszedłeś, krzyknął na mnie, że nie powinienem brać nikogo na litość, że i tak masz mnie gdzieś, a przyszedłeś tu, bo było ci mnie żal. Zaczęliśmy się kłócić, aż w końcu... uderzył mnie i powiedział, że mam wreszcie przejrzeć na oczy.
Spuścił ponownie głowę, dławiąc się łzami. Zrobiłem się cały czerwony ze złości, jednak nic nie powiedziałem, tylko mocno go do siebie przytuliłem. Nie mogłem uwierzyć, że Tomlinson był zdolny do czegoś takiego, że był zdolny podnieść na kogoś rękę. Kołysałem chłopaka w ramionach, chcąc by się uspokoił. Kiedy już przestał się tak trząść, podniósł głowę, zerkając na niego.
- A wiesz co jest najgorsze?
Zapytał cicho, drżącym tonem. Pokręciłem przecząco głową i wzrokiem zachęciłem, by powiedział o co mu chodzi.
- Kocham go, Zayn. Nie jak przyjaciela. Kocham go w sposób, jaki nie powinienem.
Wyszeptał i rokleił się na dobre. Wmurowało mnie nieco, jednak nie byłem zaskoczony. Mocno go do siebie przytuliłem i znów starałem się uspokoić.
-Wiem, Harry.
Szepnąłem tylko, gładząc go po włosach. Nawet nie zorientowałem się, kiedy zasnął wczepiony w moją koszulkę. Ułożyłem go delikatnie na poduszkach, opatuliłem kołdrą i kocem, po czym cichutko wyszedłem z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Wziąłem swoje rzeczy z pokoju i ruszyłem do pustej już łazienki. Szybko wziąłem prysznic i przebrany w piżamę zszedłem do kuchni by napić się soku. Obrzuciłem nienawistnym spojrzeniem Louisa, który wpatrywał się przybity w kubek herbaty, po czym bez słowa z kartonem soku udałem się do swojego pokoju. Przysięgam, jeszcze chwila dłużej w jednym pomieszczeniu z tym idiotą, a przymalowałbym mu tak w tą mordkę, że ujrzałby gwiazdy.
Kretyn. Idiota. Debil... Skurwysyn. Tak, byłem skurwysynem. Jak mogłem mu to zrobić? Jak, do cholery, jak mogłem podnieść na niego rękę?! Po tym jak mi zaufał, po tym co przeszedł... Jak mogłem okazać się takim... palantem? Nie zareagowałem nawet, kiedy przeszedł koło mnie Malik, niemalże mordując spojrzeniem. Szczerze? Nie zwróciłbym uwagi nawet jeśli wokół mnie wybuchł pożar. Po chwili poczułem na policzkach gorące łzy. Zraniłem go. Cholernie go zraniłem, a przysięgałem, że nigdy, przenigdy tego nie zrobię. I co? I złamałem obietnicę. I to tę obietnicę, która była najważniejsza. Jak ja mu teraz spojrzę w oczy? Jak ja go przeproszę? Otarłem mokre policzki i skierowałem się cicho w stronę jego pokoju. Naszego pokoju. Miałem cichą nadzieję, że jeszcze nie śpi, chociaż biorąc pod uwagę stan, do jakiego go doprowadziłem, było to bardzo mało prawdopodobne. Cicho otworzyłem drzwi i zajrzałem do środka.
- Harry?
Miałem rację, spał. Twarz miał wtuloną w poduszkę, usta lekko rozchylone i podpuchnięte od płaczu oczy. Widząc to znów po moich policzkach spłynęły łzy. To moja wina. Tylko i wyłącznie moja wina. Zraniłem najważniejszą osobę na świecie. Co ja gadam, dzisiaj zraniłem mój cały świat. Zamknąłem cicho drzwi i skierowałem się do salonu. Cóż, dzisiejszą noc spędzę na kanapie. Ułożyłem się na niej i przykryłem kocem, kiedy ktoś stanął w drzwiach.
- Louis ? Co ty tu robisz?
Liam, ubrany jedynie w czarną koszulkę z długim rękawem , opinającą jego ciało i szare spodnie od dresu podszedł bliżej mnie. Zlustrował spojrzeniem moją twarz i usiadł na jedynym wolnym kawałku sofy.
- Czemu płaczesz?
Zagryzłem lekko wargę i usiadłem, podkulając pod siebie nogi. Wbiłem zrozpaczone spojrzenie w czerwono - złotą kratkę na kocu, a po chwili przeniosłem je na chłopaka, który wyglądał, jakby naprawdę się martwił. Po moim policzku znów poleciała słona łza, która na chwilkę zatrzymała się na brodzie, tylko po to, by skapnąć na dłoń i dalej sunąć w dół, aż do materiału, którym byłem szczelnie okryty.
- Ja.. Harry... My... Pokłóciliśmy się. Ale... To była moja wina, byłem zazdrosny. Cholernie zazdrosny. A on tylko rozmawiał z Zaynem...Krzyknąłem na niego, a kiedy poprosił, żebym przestał, żebym się uspokoił... uderzyłem go. Liam, podniosłem na niego rękę, rozumiesz? Ja go zraniłem po tym, jak mi zaufał. Tak bezgranicznie mi zaufał. A ja go zawiodłem. Nigdy mi tego nie wybaczy. Ja też nie będę potrafił sam sobie wybaczyć.
Znów się rozkleiłem jak małe dziecko. W zasadzie teraz czułem się jak małe dziecko, które zbiło ulubiony wazon swojej mamy i czekało tylko na burę z jej strony. Liam chwilę siedział chyba przetwarzając w głowie mój bełkot, bo przez łzy mówiłem strasznie nie wyraźnie, po czym spojrzał na mnie z poważną miną.
- Louis, popełniłeś błąd, ale każdy je popełnia. Porozmawiaj z Harrym, przeproś go. Na pewno Ci wybaczy, jesteś dla niego zbyt ważny.
Powiedział po chwili i lekko mnie przytulił.
- Li, nie rozumiesz... Ja go kocham. Kocham go tak, jak nie chcę go kochać, nie chcę go ranić. Jest całym moim światem, a dzisiaj... Zaślepiony zazdrością zraniłem go niewyobrażalnie.
Wtuliłem się w jego bluzkę jak w ulubionego misia i zacisnąłem powieki. Po chwili poczułem ramiona chłopaka oplatające mnie i kołyszące na boki.
- No już Louie, spokojnie... Porozmawiaj z nim jutro na spokojnie. Powiedzcie sobie wszystko. Jestem pewny, że wam się uda.
Szepnął, a ja tylko pokiwałem głową.
- Dziękuję, Li.
Odpowiedziałem cichutko i nawet nie zorientowałem się, kiedy zasnąłem.
Rano obudziłem się z koszmarnym bólem pleców. Spojrzałem na zegarek, dochodziła siódma. Szybko wstałem i postanowiłem przeprosić Harrego. Wszedłem do kuchni i zaparzyłem mu herbaty truskawkowej, zrobiłem jego ulubione kanapki i ustawiając wszystko na tacy ruszyłem do góry. Wiedziałem, że już nie śpi. Przed drzwiami się zawahałem. Nie miałem pojęcia co zrobić i co mówić. Nie chciałem pogarszać sytuacji. Oparłem sobie tackę na biodrze i zapukałem cicho do drzwi, po czym wychyliłem w szparze głowę.
- Hej... Mogę?
Spojrzałem na niego. Pociągnął nosem i wzruszył ramionami.
- To też twój pokój.
Powiedział cicho, nawet na mnie nie patrząc. Poczułem mocny ucisk w sercu, jednak wiedziałem, że to tylko i wyłącznie moja wina i ja jestem odpowiedzialny za stan Harrego. Postawiłem tacę na jego stoliku i usiadłem na łóżku.
- Harry ja... Przepraszam.
Spuściłem głowę, wbijając wzrok we wzorek na pościeli.
- Poniosło mnie. Nie powinienem był, nie panowałem nad sobą... Ja wiem, obiecałem, przysięgałem Ci, że nigdy, przenigdy Cię nie zranię, a wczoraj właśnie to zrobiłem. Ale... to wszystko dlatego, że już dłużej nie umiem sobie poradzić... Sam ze sobą nie umiem sobie poradzić.
Po raz pierwszy spojrzałem na Harrego. Patrzył na mnie załzawionymi oczyma, a w miejscu, gdzie moja pięść spotkała się z jego wargą była mała ranka. Znów poczułem to dziwne ukucie w okolicach lewej piersi.
- Domyślam się, że mi nie wybaczysz, ale... Obiecuję, że zaraz spakuję się i na zawsze zniknę z Twojego życia. Chcę tyko byś wiedział... Że Cię kocham. Kocham Cię tak, jak nigdy nie powinienem. I nie mogę na to nic poradzić. Prze-przepraszam. Nie jestem wart tego, by się z Tobą przyjaźnić, nie jestem wart Ciebie.
Powiedziałem, ocierając łzy, które spłynęły po mojej twarzy i wstałem z łóżka. Szybko wziąłem moją jeszcze nierozpakowaną torbę i zbiegłem na dół. Mało co widziałem przez łzy, jednak to nie było ważne. Minąłem zdezorientowanego Zayna z Liamem i w pośpiechu zacząłem się ubierać, olewając fakt, iż nadal mam na sobie piżamę. Przebiorę się w łazience na dworcu.
- Louis!
Krzyknął Harry, jednak niezareagowałem. Po chwili krzyk powtórzył się, a u szczytów schodów stanął Zapłakany Harry, ściskając w dłoni poduszkę, do której uprzednio się przytulał.
- Louisie Williamie Tomlinson!
Krzyknął drżącym głosem, a ja mimowolnie zamarłem. Loczek cisnął poduszką o ziemię, zbiegł ze schodów i stanął kilka centymetrów ode mnie, wyrywając mi z dłoni czapkę.
- Kocham Cię ty kretynie!
Krzyknął mi w twarz i mocno się przytulił. Przez chwilę stałem tam nieruchomo, po czym mocno przytuliłem do siebie, ukrywając wtarz w jego włosach i zaciskając powieki.
- Błagam Cię, nigdy więcej nie mów, że jesteś czegoś nie warty.
Wyszeptał mi do ucha.
- Obiecuję, Harry.
Szepnąłem cichutko i odgarnąłem z jego twarzy kosmyk włosów, po czym delikatnie musnąłem jego wargi swoimi, a w moim brzuchu obudziło się stado motylków. Czekałem na to tak długo... Tak cholernie długo chciałem poczuć smak jego ust. Tak długo chciałem usłyszeć "Kocham Cię". Wreszcie jednak nadszedł ten dzień, kiedy to się stało. Zapomniałem o tym, że Zayn i Liam patrzą na nas, nie myślałem nawet o tym, że Niall też może to widzieć. Miałem to głęboko w dupie. Teraz liczył się tylko Harry, który po chwili lekko się ode mnie odsunął, i ponownie wczepił w moje ciało.
- Na prawdę przepraszam.
Wyszeptałem, a kosmyk jego włosów połaskotał mnie w nos, kiedy delikatnie poruszył głową, by na mnie spojrzeć.
- Wiem, Louie. Wybaczam Ci.
Wyszeptał i tym razem to on musnął moje usta swoimi. Teraz byłem chyba najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Uśmiechnąłem się spod jego ust i przysięgam, mógłbym spędzić w tym stanie jeszcze kilka godzin, gdyby nie głos Zayna.
- Ej, dobra. Fajnie, że się pogodziliście, fajnie, że jesteście razem. Na serio cieszę się i w ogóle, ale... To chyba nie odpowiednie miziać się w najzimniejszym miejscu tego domku, w dodatku, kiedy Harry jest chory, co nie?
Zapytał mulat, a ja skinąłem głową. Zaprowadziłem Harrego do sypialni, podałem mu leki, jakie kupił Malik i upewniwszy się, że loczek znów zasnął, ruszyłem do kuchni. Uśmiechnąłem się, delikatnie i spojrzałem na Zayna.
- Ciebie też powinienem przeprosić. Nie powinienem był wczoraj cię tak... atakować. Po prostu... Byłem cholernie zazdrosny.
Powiedziałem cicho.
- Nie ma sprawy. Ale nie rań go już.
Powiedział i przytulił mnie lekko by zaznaczyć, że na prawdę już się na mnie nie gniewa. Odetchnąłem z ulgą i poklepałem go po plecach, kiedy mój żołądek wydał głośny dźwięk, sygnalizujący, iż domaga się jedzenia. Zaśmieliśmy się cicho i wziąłem z lodówki karton mleka, nasypałem do miski płatków, po czym zacząłem je konsumować. Nie doszedłem nawet do połowy porcji, kiedy do pomieszczenia wszedł zaspany Nialler.
- Kto się tak przed chwilą darł?
Zapytał, przecierając oczy i spojrzał po wszystkich.
- Przepraszam, nie chcieliśmy Cię budzić.
Powiedziałem cicho i uśmiechnąłem się do niego niewinnie. Machnął tylko ręką i wzruszył ramionami.
- Przynajmnie wreszcie się ogarneliście.
Powiedział i zabrał się za robienie sobie ogromnej ilości śniadania, a ja spojrzałem na niego zaskoczony. Czyli... Czyli właśnie my zauważyliśmy ostatni, co jest między nami?
_______________________
* fr. Dobry wieczór. Co podać?
A więc jest rozdział szósty. Chciałabym tu tylko poprosić o to, by każdy kto czyta tego bloga, zostawił chociaż krótki komentarz. Nie wiem czy jest dla kogo prowadzić to dalej.
postanowiłam też wreszcie zrobić ten prawdziwy moment Larrego. Osobiście jednak uważam, że go schrzaniłam.
No i tak na koniec, to zmieniłam trochę bohaterów. Zainteresowane osoby niech po prostu kliknął na zakładkę "bohaterowie". Nie wiem też, czy do końca lipca pojawi się tu nowy rozdział, bo korzystam z kompa mamy, a piszę na swoim. Jeśli nie ogarnę jakiegoś pendrive'a to będzie ciężko. Pozdrawiam i jeszcze raz prosze o komentarze. Enjoy!
nie schrzanilas,jest swietne!!!
OdpowiedzUsuńto jest... piękne :D prawie się popłakałam jak Loueh chciał wyjechać... Super się stało :D wgl zadośćuczynienie :)
OdpowiedzUsuńnie schrzaniłaś! To jest.. Zajebiste i wreszcie wyznali sobie miłość, Awww *.* Szkoda tylko że po takich przejściach, ale to nie zmienia faktu że nareszcie jest TEN Larry :D I mam nadzieję że ogarniesz pendrive'a bo ja tu będę codziennie wchodzić i sprawdzać czy nic nie dodałaś :) ;p
OdpowiedzUsuńAww, przed chwilą tu weszłam i jestem tak bardzo miło zaskoczona *.*
OdpowiedzUsuńTo takie słodkie jak Louis opiekował się Harrym przez wszystkie te rozdziały. No i wybaczam mu nawet to, że w tym uderzył Harry'ego.
No a sam Harry... jest jak taki słodki kotek :D Jest taki uroczy i... słodki? Dobrze, obiecuję, że zajrzę kiedyś do słownika, bo komputer zaczyna mi wypalać mózg i mam mały zasób słów :D
Dobrze, do rzeczy. Piszesz świetnie, zwykle bez błędów, masz fajny styl i fabuła też jest fajna :D Zbierając to wszystko do kupy - będę czekać na nowy rozdział, nieważne kiedy się pojawi (co nie zmienia faktu, że najlepszą porą byłoby teraz).
Co do Larry'ego - nie schrzaniłaś, w żadnym wypadku. Szczerze mówiąc, to wolę 'kocham Cię, kretynie' od romantycznych kolacji przy świecach, jąkania się i rzygania tęczą ;)
Dobrze, już kończę, bo się rozpisałam jak debil (tak, to określenie świadczy o moim zasobie słów, jak najbardziej), choć i tak ie jest to szczyt moich możliwości. Przekonasz się o tym kiedyś, tak myślę(?).
Podsumowując, życzę dużo weny i czekam na nowy rozdział.
No i żeby nie zabrakło również autoreklamy, serdecznie zapraszam do mnie:
http://wanna-hold-you.blogspot.com/
to jest zajebiste. na serio. poryczałam się jak głupia kiedy Louis chciał odejść. mało rzeczy mnie doprowadza do takiego stanu więc to musi być bardzo db jeśli tak się stało.
OdpowiedzUsuńto jak piszesz jest.. świetne, prawie że doskonałe. NIC A NIC NIE SCHRZANIŁAŚ !
czekam na nn.